willi napisał(a):Nie wiem jak Wam ale mi zawsze, kążde nowo kupione auto dużo pali. Nie mówię tu o różnicach 0,5L ale rzędu 2-3litrów.
Mi akurat zwykle odwrotnie – każdy nowy samochód na początku pali mniej, a potem więcej. Na początku zawsze staram się jeździć oszczędnie i zobaczyć, na ile można z danym autem zejść ze spalaniam. Ale potem, w normalnej eksploatacji, nie zawsze ma się czas i czasem trzeba zaoszczędzić te 5 minut – więc jeździ się mniej płynnie. Mam nadzieję, że z Mazdą będzie inaczej
Wczoraj zrobiłem trasę 550 km Ostrów Mazowiecka – Warszawa – Biała Podlaska – Mińsk Mazowiecki – Ostrów Mazowiecka. Auto spaliło 5,1 l ON/100km Orlenowskiej Vervy – jedna osoba na pokładzie + przez 130km autko trochę załadowane bagażami z przeprowadzki. Klimatyzacja włączany tylko wtedy, gdy była potrzeba. Starałem się jechać oszczędnie, nie kręcąc silnika powyżej 2500 obr, a prędkość starałem się utrzymywać w granicach 100 – 110km/h.
Nie wiem, czy to dużo, czy mało – jak dla mnie OK. Mam kolegę, któremu to samo auto pali zawsze 1 l więcej niż mi (rózne auta służbowe). Wszystko zależy od stylu jazdy: grunt, to płynna jazda. Trzeba myśleć na drodze i oceniać sytuację już na horyzoncie, na "kilka aut" przed nami. Nauczyłem się tego mając Poloneza z LPG – tam się nie dało przycisnąć i wyprzedzić, trzeba było taki manewr dużo wcześniej zaplanować. Od wciśnięcia gazu do nabrania prędkości mijało bardzo dużo czasu – więc umiejętność właściwego operowania gazem w czasie miała ogromne znaczenie. Przy okazji nauczyło mnie to też bezpieczniejszej jazdy, bo jadąc przewiduję, jaki manewr może wykonać każdy z samochodów które jadą obok mnie.
Płynna jazda: przyspieszam płynnie – przy niskiej prędkości obrotowej delikatnie, by nie męczyć silnika, stopniowo zwiększając nacisk na pedał gazu w miarę, jak silnik nabiera momentu. To po prostu czuć. Gazu daję tylko tyle, ile trzeba, żeby samochód przyspieszał – jak wcisnę mocniej i czuję, że to nic nie zmienia, to lekko odpuszczam, aż przyspieszanie traci prędkość – i wtedy znów lekko naciskam.... Trzeba mieć delikatną stopę. Może brzmi to skomplikowanie, ale dzieje się to automatycznie

Gdy widzę, że trzeba będzie hamować – puszczam gaz i hamuję silnikiem, ale tak, by mieć odpowiednią prędkość w odpowiednim miejscu, żeby nie zwolnić za mocno a potem znów nie przyspieszać. Do tego trzeba znać swój samochód, jak zachowuje się na drodze. Na długiej trasie potrafię niemal nie używać hamulców. Moje poprzednie auta miały krótki wybieg, więc wrzucanie na luz nigdy nie miało sensu, za to Premacy toczy się bardzo ładnie. Dlatego, gdy jest dług zjazd z górki, pozwalałem jej się toczyć, tak by prędkość nie spadła za nadto.
Jadąc pod górę nie ma sensu przyspieszać. Jeśli zależy nam na zwiększeniu prędkości – zróbmy to, gdy wzniesienie się skończy, na płaskim terenie lub na zjeździe. Nie ma sensu przyspieszać do poprzedzającego pojazdu jeśli z daleka widać, że gdy do niego dojedziemy, będziemy musieli hamować, bo akurat z naprzeciwka coś będzie jechało więc i tak go nie wyprzedzimy. Każde przyspieszanie i hamowanie musi czemuś służyć. Po prostu trzeba myśleć.
Kilka słów o wrzucaniu na luz i hamowaniu silnikiem. Wszystko trzeba robić z głową. Hamujemy silnikiem wtedy, gdy i tak musimy zwolnić i hamować – wtedy ma to sens. Natomiast, jeśli nie chcemy tracić prędkości, a oszczędzić paliwo – to wtedy można wrzucić luz – np. jadąc z góry, na długiej prostej. Hamowanie silnikiem w takiej sytuacji sprawia, że tracimy prędkość – bez sensu, to tak, jakbyśmy wrzuciwszy na luz wciskali lekko hamulec. Za to np. w mieście, między światłami, zwykle nie ma możliwości wrzucenia na luz i pokonania w ten sposób znacznej odległości – więc hamujemy silnikiem, bo i tak za 100 czy 200m trzeba się zatrzymać.
Wczoraj usłyszałem, że są 2 rodzaje ludzi: tacy, których samochód wozi i tacy, którzy samochodem kierują. To od nas zależy, jak będziemy jeździć.