W kwestii detailingu lakieru, to temat rzeka, a wyboru jest tyle ile hajsu w portfelu.
Pisząc o zabezpieczeniu "czymś" przypuszczam, że nie masz na myśli kompleksowych rozwiązań oferowanych w "salonach urody" (jak diamondbrite, c-quartz, etc.), a wolisz to zrobić we własnym zakresie? Jeśli we własnym, to odpowiedź na drugie pytanie "
ręcznie czy dodatkowo kupować urządzenia?" jest prosta – takie rzeczy (jak niżej opiszę) kładziemy zazwyczaj ręcznie, z tym odstępstwem że niektóre cleanery i politury można zarzucić maszynowo (ale to raczej dla nadgorliwców, albo faktycznie na pierwszy raz, gdy chcemy zrobić naprawdę wytrzymałą warstwę pod wosk). Póki co wystrzegaj się maszyn, aż Ci ręce i dłonie nabiorą wprawy do wszelkich możliwych ruchów
IGI napisał(a):W tym temacie nie jestem obeznany,
Auto masz po polerce, więc jeśli była fachowo zrobiona, to lakier jest przyzwoicie przygotowany do dalszych, ręcznych działań. Teraz "na dzień dobry" należałoby przejść zwyczajowo utartą drogą: cleaner z odżywką>ewentualnie politura (wskazana gdy był w użyciu zwykły cleaner)>wosk (sealant, naturalny lub hybryda). Całość dopełniamy ew. QuickDetailer'em (gdy chcemy jeszcze coś tam poprawić), ale przeważnie nikt nie ma już na to siły i ochoty po "działaniach zasadniczych".
Podstawa to dobry cleaner, który dogłębnie oczyści Ci lakier po pastach polerskich, a dalej utworzy dobre wiązanie z woskiem. Wosk (jego rodzaj) jest zwykle sprawą upodobań i bagażu zebranych doświadczeń. Warto (nie tyle cenowo co sprawnościowo) wyjść od sprawdzonych syntetyków, nabrać wprawy i przejść na naturalne, droższe (na bazie carnauby). Tutaj oczywiście nie ma żadnego przymusu i kto jak woli zacząć ten tak działa.
Pomiędzy cleaner'em a woskiem zwykle kładzie się politurę, która oprócz właściwości maskujących ma za zadanie podbić kolor. W Naszym przypadku (27A – Velocity Red Triple Mica), gdy cleaner zrobił swoją robotę –
dobra politura to klucz do końcowego sukcesu. Nie może być przesadnie gruba, bo wytworzy tłusty osad i stanie na przeszkodzie w związaniu się warstw. Kładziemy dosłownie symbolicznie i po wszystkim dobrze wcieramy i spolerowujemy.
Niezależnie od oczekiwanego efektu (większość z Nas celuje w idealny "Wet Look" ale miłośników odcieni zmatowiałych też nie brakuje) sprawą wagi państwowej są należyte odstępy czasowe. Każda warstwa musi mieć swój czas, aby mogła się utrwalić i zadziałać. O tym nie można zapominać.
Przy nakładaniu wosku w zależności od tego jaki produkt wybrałeś, warto zastanowić się nad ilością warstw, które chcesz położyć. Zbyt mało, może dać krótkotrwały, "kruchy" efekt i sprowadzi całość do kolejnych żmudnych godzin w celu przywrócenia "punktu wyjścia". Zbyt dużo, da owszem dobry efekt ochronny ale może związać się na lakierze w sposób miejscami mało estetyczny i w przyszłości również utrudni Nam "zabawy" z kolejnymi produktami. Optymalnie to 2-3 warstwy.
Pytasz o Megs'a ja odpowiadam: to sprawdzona marka i dobre produkty do zbierania pierwszych szlifów i doświadczeń. Po czasie lub gdy potrzeba z przyjemnością jest je mieć w zasobniku pod ręką.
Mój zestaw zarzucony na świeżo "po polerce" (przerabiałem to w maju) nie był może rewelacyjny, ale z pewnością cieszył oko: CarChem Cleansing Polish + CarChem Spray Wax.
Pojeździłem z tym tydzień i pewnie gdyby nie Czaplinek to jeździłbym dalej. A tak pokryłem auto powłoką GYEON Q2 CanCoat, która jest swoistym, kompleksowym rozwiązaniem w aerozolu. Mija trzeci miesiąc i w zgodnej ocenie podziwiających na żywo "jest miodnie". Tobie jednak polecam rozwagę i otrzaskać się z tematem w tradycyjny sposób. Powodzenia

IGI napisał(a):Auto wróciło.. już bez rdzy

Kawał dobrej roboty masz z tą konserwacją zrobione.
Moja Madzia ma bardzo podobne miejscowe oznaki, zwłaszcza te poszycia drzwi nie dają mi spokoju – dosłownie przez sen słyszę jak ruda tam chrupie i śmieje się w twarz, a ja nic tu jeszcze nie podziałałem
