Przeczytałam wszystkie posty, które powstały od wczoraj wieczór i szczerze mówiąc, już nie wiem, czy śmiać się, czy płakać... Przykro mi, jak widzę, co się dzieje... Gdybym wiedziała, że taka dyskusja, niekoniecznie sympatyczna, tu nastąpi, zastanowiłabym się 3 razy, zanim założyłabym ten wątek...
Najbardziej w tym wszystkim zabolały mnie stwierdzenia, że wątek został założony i jest kontynuowany dlatego, że nie wierzę w Jarka i Leszka, nie mam do nich zaufania i nie wierzę, że uda im się naprawić mój samochód (w ogóle nie rozumiem, co to ma ze sobą wspólnego). Wątek założyłam dlatego, że problem powstał, gdy Jarka nie było w kraju, nie miałam się jak z nim skontaktować, a chciałam we własnym zakresie zorientować się choć trochę, na czym stoję..., może też trochę się wyżalić i podzielić się swoim niepokojem i przeczytać kilka słów otuchy (miałam wrażenie, że między innymi po to jest to forum). Na dodatek, z takich wypowiedzi można wywnioskować, że każdy, kto zakłada wątek na forum i zadaje pytania techniczne odnośnie swojego samochodu, automatycznie nie dowierza swojemu mechanikowi, albo naprawia swój samochód tylko i wyłącznie sam... No to niezła kaplica...
A czy przyszło komuś do głowy, że niektórzy (np. ja) chcą po prostu się czegoś dowiedzieć, pogłębić swoją wiedzę dla własnej przyjemności? Nawet jeśli jest to wiedza absolutnie podstawowa? I nie ma to nic wspólnego z wiarą lub niewiarą w mechanika, który samochodem się zajmuje?
Kolejna sprawa – chyba najbardziej nieprzyjemnie mi się zrobiło, gdy przeczytałam, że oczekuję (ja i nie tylko ja), że Newbie na forum powie, co się popsuło i jeszcze da instrukcję dla Jarka, jak to naprawić, a Jarek weźmie za to kasę... Nawet nie wiem, jak to skomentować.
Newbie swoje już powiedział. Po uzyskaniu ode mnie wielu informacji, skierował podejrzenia na elektrykę, zamieścił fragment schematu i jeszcze wytłumaczył. Super, dziękuję.
Potem ja zadałam pytanie o komputer i oczekiwałam po prostu odpowiedzi w stylu: Komputer silnika odpowiada za....., więc może/nie może mieć nic wspólnego z tym, co się dzieje... Czy taka wypowiedź byłaby diagnozą lub instrukcją, jak coś naprawić?
Tymczasem, odpowiedzi nie dostałam, za to z dalszych wypowiedzi niektórych użytkowników dowiedziałam się, że oczekuję nie wiadomo czego... Przykre to...
Dodam również, że mnie też nie chodziło nigdy o to,
co Newbie pisze, tylko
jak – o ton, o sformułowania i osobiste wycieczki w stronę Jarka i Leszka (bo również tak to odebrałam). Wszystko można było napisać inaczej...
Ostatnia sprawa – samochód jest w warsztacie, jutro z pewnością coś się wyjaśni, sama jestem coraz bardziej ciekawa, co jest problemem – sprawy czysto mechaniczne, czy elektryczne?
Proponuję ochłonąć i spokojnie poczekać na to, co jutro sie okaże. Ponieważ, jak widać, zainteresowanie tematem jest duże, na pewno albo ja albo Jarek poinformujemy, co się okazało i jak zostało naprawione (to piszę akurat głównie z tego powodu, że kilka dni temu znalazłam kilka starych wątków z objawami identycznymi albo bardzo podobnymi, ale żadnen właściciel auta nie podał na koniec rozwiązania problemu).
Fakt, że teraz sytuacja wygląda tak, jakby Jarek został postawiony przed jakimś testem – tym bardziej mi głupio wobec niego, bo nie było to moim zamiarem.
Przepraszam za przydługi post, ale poczułam się zobligowana do tego, żeby w pewien sposób się ustosunkować do tego co dzieje się obecnie w tym wątku.
Pozdrawiam
A
PS. Pomysł z działem "Wolna Amerykanka" jest absolutnie rewelacyjny...
