Riki napisał(a):Udesky ooodpuść

na tym forum diesle z góry są zrównane z poziomem gleby
wejdziesz (np.) na forum OCP i tam wniebowzięte jest TDI i komu tu wierzyć?

Problem polega na tym, że w Mazdach silniki diesla służą do oszczędzania, a w Skodach zazwyczaj są mocnymi (i łatwymi do podkręcania) jednostkami, poza 1.8T. Ponadto, co wynika z powyższego, na forum Mazdy dużo osób robi szum wokół diesli, bo postanowili oszczędzić nie tylko na ropie, ale i na zakupie (kupili szmelc, z którym się bujają). Na forum Skody zaś TDI to nowoczesny dar wujka VW do mniej nowoczesnej budy, jaką jest Octavia I.
Tutaj zresztą dochodzimy do problemu, czy diesel w ogóle służy do wyścigów i może być samochodem sportowym. Owszem, ma fajne przyspieszenie, z rolki łyka wolnossącą benzynę (turbo), można mu dołożyć spojlery, ale... Takie diesle robi na przykład Seat (raczej samochody, bo diesle dostaje od matki fał dablju), a w znakomitej większości silniki te służą do komfortowego kręcenia kilometrów, tylko ich właściciele z braku laku robią z nich bolidy. Mnie prywatnie ściganie się samochodem, w którym trzeba zmienić bieg przy 4 tys. obr., przypomina... A może nie będę pisać, ale związane jest z niebieską tabletką. Z drugiej strony i do 1.1 ktoś doczepia spojlery, taki lajf
Z moich obserwacji wynika, że nie ma nic lepszego niż doładowane turbo. Ma dłuższy zakres użytecznych obrotów, mniej skłonnego do psucia się osprzętu, a turbo o małej pojemności ma nisko położoną granicę maksymalnego zużycia paliwa. Takie 1.8 TSI od 1,5 do 6 tysi równiutka kreska, mniam (pi razy oko, przywołuję z pamięci).
Według mnie to właśnie jest najistotniejsze, jeśli ktoś robi normalne (10-30 tys. km rocznie) przebiegi – ile auto spali przy superoszczędnej jeździe i przy megabutowaniu. To nie sztuka jest męczyć się o każdą setną część litra, jak jadąc dużo szybciej spalanie rośnie niewiele (tak jest w Millenii – delikatnie 11/100, szybko 13-14/100, więc po co się męczyć?).
Diesle są okej na trasy – wtedy palą mniej – i nie nadają się do miasta. Rozwijanie prędkości przy silniku diesla z nawet niezłą charakterystyką na pierwszych biegach to nic przyjemnego. I jeszcze jedno – nie ma reguły ani przy zużyciu paliwa, ani przy charakterystyce. Mazdą 6 2.2 MZR-CD185 koni ciężko mi było wyciągnąć ponad 10 litrów po W-wie, Land Roverem 2.2 TD4 160 koni ponad 8, a Toyotą RAV4 2.2 D-Cat 177 koni nie udało mi się zejść poniżej 12 litrów

Na dodatek w tej ostatniej moc kończyła się na 3600 obr./min, także silnik miał dość krótki wybuch pary i zaraz słabł.
Inna sprawa, że wszystkie jak jeden ciągną od 2000 obr./min, bo tak mają ustawione turbo, nawet jak moment mają wcześniej. Tylko biturbo zmienia postać rzeczy, chociaż chciałbym przejechać się jakimś nowym Meśkiem albo BMW z dieslem i jedną turbiną oraz momentem od 1300 obr./min – może tam jest wcześniej. Automat oczywiście zmienia postać rzeczy, ale nadal pozostaje kultura pracy, która – nie oszukujmy się – w dieslach odstaje od benzyny bez względu na to, jaki typ wtrysku zastosowano.
I rzecz ostatnia, która na szybko mi przychodzi do głowy, to serwis. Ciężko kupić używanego diesla. Najwięcej zależy od osprzętu i prawdomówności właściciela, a z tą kiepsko. A producenci wyciskają już ostatnie soki z silników wysokoprężnych, bo te obwarowane filtrami notują niską emisję CO2. A teraz to jest trendy i dżejzi. Do benzyny trzeba dołożyć silnik elektryczny, nawet taki tyci, tyci jak 20-konny w klasie S, ale to kosztuje więcej niż DPF. W obydwu przypadkach mamy do czynienia z niezłą, ekologiczną ściemą.