Mi dane było cały proces oglądac z okna domu. Na początku jak zbaraniały obserwowałem powolne staczanie się po działce, by po paru sekundach krzykiem "o k..wa" zaalarmować sprzątającą w kuchni żone by tak także załapała się na widowisko.
Na chwilę wpadł mi do głowy głupi pomysł żeby ją gonić ale szybko mi przeszło, zanim wyskoczyłbym po schodach z góry, wskoczył do środka, złapał kluczyki żeby odblokować kierownicę i próbował skręcać, pewnie juz leżałbym na dnie wozu.
Gdyby auto zjechało chwile wcześniej lub w nocy pewnie poszedłym na policję z powiadomieniem, że ktoś mi ją gwizdnął, bowiem na trasie jej przejazdu nie było ani śladu, krzaki na krawędzi wozy tylko lekko przygniecione.
Do tej pory nie mam pojęcia jak to się stało. Auto stawiane było tam setki, razy, pod koła zawsze spory klocek drewniany, wrzucana jedynka, ręczny klasycznie jak to w mazdach nie działał.Zastanawiam się czy mogło sprzęgło puścić?
Z drugiej strony jestem pod wrażeniem stosunkowo "niskich" szkód. żadna szyba nie pękła, Gdyby nie wginieciony pas przedni i chłodnice które blokują pasek alternatora pewnie by odpaliła.
Jak by ktoś potrzebował dawcy części to jest do sprzedania
tam na dole lezy madzia




z tego domku na górze madzia zjechała sobie na sam dół

akcja ratownicza, w sumie także mazdowicz ujeżdzjący comprexa, z ciągnikiem z wyciągarką

a tu stan zniszczeń







