Jako, że mechanicznie bezpoblemowo daje sobie radę, tak elektryk ze mnie kiepściutki.
Ale do rzeczy. Kilkakrotnie przytrafiło mi się wjechać w spora kałużę i ... pasek alternatora zaczynał piszczeć i wszystkie możliwe kontroli sie zapalały, a dosłownie po paru sekundach, po zejściu z obrotami silnika na wolen obroty wszystko wracało do normy ... pasek przestawał piszczeć, kontrolki gasły.
Raz przytrafiło sie, że lekko żażyły, lecz na nastepny dzień wszystko wróciło do normy.
W miniony piatek miała miejsce podobna sytuacja, z tym, że pasek nie piszczał, bo jakieś 1,5 tys. w tył był wymieniany razem z rozrządem, ale kontrolki zasieciły sie. Nie przejałem sie tym zbytnio, uważając jak to miało miejsce poprzednio ... samo przyszło, samo pójdzie. A tu kicha
– ładowanie
– spalona żarówka
– chłodnica
– woda w filtrze paliwa ... czy jakoś tak
– pasek rozrzadu
Olej, drzwi, pasy bezpieczeństwa gasną. Wszystkie funkcje działają. Zauważyłem, że przy ok. 3-3,2 tys. obrotów kontrolki j/w lekko zażą, albo całkowicie gasną. Raz nawet przy ok. 2 tys obr/min zgasły

Dodam jeszcze, ze wszystkie bezpieczniki ... te obok lewej nogi kierowcy i te pod maska są OK
Czy ktoś mógłby mi cos doradzic w sprawie, tzn ... czy mogę liczyć, że "coś tam" zdrowo przylało, wyschnie i samo pójdzie, czy gnać do jakiegoś elektryka do wymiany regulatora czy diód w altrnatorze?
Czy ktos z Was przechodził juz przez cos podobnego?