Wątek pewnie poruszany w ten czy inny sposób, ale potrzebuję szerszego spojrzenia na temat.
Mam starą mazdę 626 jak w temacie, kupiona w sumie tylko po to, żeby przewieźć graty do Hiszpanii (mieszkamy na costa del sol obecnie) ale jeździ to na tyle fajnie (w tym również po górskich szutrach), że zostawiłem, wrzuciłem w naprawy 2x tyle co ten samochód jest wart i kombinuję dalej.
Ogólnie potrzebujemy czegoś mocniejszego, mazda jednak puchnie czasami na podjazdach. Wstępnie padło na outbacka 3.0 albo 2.5T, ew. LR3 V8. Ale. Może by tak te 30 czy 40k zainwestować w 626 i kompletnie ją apgrejdować? Byłby to całkiem niepozorny sleeper zachowujący większość zalet starego gruza którego można eksploatować bez stresu.
I tu drogi widzę dwie – albo wykręcić tego diesla na okolice 200KM, albo swap na... nie wiem – 2.3T benzyna? Oczywiście sam silnik to nie wszystko, ale zakładam, że jest on najważnieszym warunkiem brzegowym. Z 1.9jtd ludzie wykręcają 260KM, sam jeździłem alfą po czipie, 180KM, nie najgorzej się to zbierało. Pytanie ile roboty by było w przypadku 2.0 DiTD poza remontem całości i pewnie jakimś standalone. Pompa, wtryski? Kucizna?
2.3T trzeba by przełożyć ze skrzynią i napędem, pokminić nad wiązką, itd. Potencjał ten silnik ma, ale pod warunkiem w sumie, że części z mazdaspeed 6 były by plug&play. Niewątpliwie taka 626 na napędzie, zawieszeniu i AWD z 6 była by wyjątkowa, ale więcej niż powiedzmy 40k nie chciał bym wydać, a podejrzewam, że będzie ciężko z takimi modami w tym budżecie.
Jest jeszcze wiele pytań z cyklu "czy sprzęgło i półosie wytrzymają 200KM diesla", "czy da się w ogóle AWD upchnąć w tym aucie" i takie tam.
I oczywiście wiem, że najlepszą metodą na tuning obecnego samochodu jest kupno nowego, mocniejszego, ale nie o tym ten wątek. Puśćmy na chwilę wodze fantazji