Parę słów o przygodach związanych z totalnie wyjątkowym samochodem RX7 drugiej generacji
Nie ma co czekać, zobaczmy od razu o czym mowa
Mazda RX7 drugiej generacji, stworzona jako sportowe GT, w przeciwieństwie do spartańskiego rasowego poprzednika. Stworzona z myślą, że skoro ma być godnym następcą udanego poprzednika (wyjątkowy sukces – ponad 700 tys. sprzedanych egzemplarzy), to umieścimy w nim szczyt ówczesnej technologii i zrobimy to z tradycyjną japońską starannością i dokładnością. Jeździłem naprawdę wieloma samochodami i ten egzemplarz urzekł mnie totalnie wrażeniami z jazdy.
Zdjęcie zrobiłem dziś i z niecierpliwością typową dla słowiańskiej krwi czekam na kolejne dni, które mają przynieść włożenie silnika i uruchomienie RXa. O co chodzi? Dlaczego tak piszę? RXa kupiłem w zeszłym roku. To samochód:



podsumowując, prawdziwy diament. Tak zachęca do wsiadania:
Czemu więc przykryty śniegiem stoi w pobliżu serwisu z zaklejonymi światłami z przodu? (niektórzy z Was go widzieli w takim stanie przy okazji odwiedzin
1. Mechanika w doskonałym stanie. Samochód jest totalnie seryjny, ma 128 tys. km. Niewiele, a zarazem tyle, że trzeba dokładnie przejrzeć cały samochód. Aktualnie po rewizji jest silnik. Przy okazji rewizji wyszedł przedmuch do układu chłodniczego spowodowany tym co widzimy na zdjęciu:
Wymieniliśmy to, co trzeba było, na niczym nie żałowaliśmy. Silnik musi być we wzorowym stanie. Trochę czekaliśmy na części z Japonii i USA. Przy okazji rozbierania silnika zauważyliśmy pęknięcia na kolektorze wydechowym. Spośród dostępnych opcji najciekawszą wydało się zakupienie używanego i jego pospawanie, co zostało wykonane w wyjątkowo dokładny sposób. Generowane temperatury w wersji turbo do niskich nie należą, więc ciekaw jestem jak długo wytrzyma ten kolektor. Jeżeli niedługo, trzeba będzie zbudować jakiś customowy. Przed nami cała lista kontrolna dotycząca zawieszenia. Najpierw jednak silnik i wszystkie układy.
2. Podwozie zabezpieczone antykorozyjnie. Na razie plan jest taki by tym RXem nie jeździć za bardzo zimą, choć kusi. Teoretycznie więc nie będzie miał kontaktu z solami sypanymi na jezdnie. Tym niemniej jeżeli ma być w stanie wzorowym, trzeba było się zabrać za podwozie.
Podwozie, zgodnie ze standardem przyjętym w firmie (na co dzień robimy zabezpieczenia antykorozyjne), dokładnie umyliśmy, oczyściliśmy. Na szczęście przez okres bez ostatnich pięciu lat samochód był garażowany. Korozja tylko punktowa. Tym razem los obszedł się z nami łaskawie. Przy okazji odświeżyliśmy wizualnie wymagające tego elementy jak sprężyny, tarcze kotwiczne, zaciski (jaki kolor byście wybrali? u mnie poszły na czarno) etc.
3. Ogólne oczyszczenie samochodu przygotowujące pod pełny detailing. Jak widać na załączonym obrazie, jest co oczyszczać. Najpierw oczyszczamy z "ledów":
Ostatnie pięć lat spędzonych pod chmurką sprawiło, że flora szaleje
Wiele rzeczy widziałem w dziale lakierniczym, kiedyś nawet zdobyłem tytuł mistrza lakiernictwa oraz mistrza blacharstwa samochodowego, ale ciekawość jak flora wpłynęła na lakier sprawiła, że przyglądam się uważnie lakierowi we wszystkich bardziej ukrytych miejscach. Będziemy mieli pełne ręce pracy.
4. Ostatni szlif. Gdy już wszystko posprawdzam, gdy zrobimy wszystkie mniejsze i większe naprawy, wymiany eksploatacyjne to na końcu trzeba będzie oszlifować nasz diament, by stał się brylantem. Do tego może posłużyć zamiana felg
Na koniec creme de la creme:
Przed nami jeszcze wiele pracy, miliony godzin