Wszystko co dobre szybko się kończy. Urlop przeleciał...
Samuraj się dobrze spisał – nie miał innego wyjścia.
Bagażnik szczelnie zapakowany.
Po drodze ubiłem sporo swojej owadziej rodziny...
Na miejscu auto stało dostojnie i cieszyło oko w zieleni...
Lakier, że mucha nie siada... Zaraz... Jednak siada.
Polski Bałtyk piękny jak zwykle. Pogoda dynamiczna. W ciągu jednego dnia upał i patelnia, pochmurno i wietrznie, a po kilku minutach burza i ulewa... A potem znowu słońce...

Tak czy siak generalnie pogoda dopisała, ale najważniejsze w wakacje jest być razem.
Droga powrotna również bez kłopotów choć prace na S3 bardzo utrudniały w tym roku płynną jazdę.
Już po powrocie do Wrocławia, auto oficjalnie się dotarło – 10 000 km przebiegu.
No a dziś, z racji, że upał we Wrocławiu chwilowo odpuścił, przywróciłem Samuraja do stanu należytego.
Auto po trasie masakrycznie uwalone (po drodze deszcze i roboty drogowe), a na miejscu też sporo opadów... Ale znowu jest błysk.
I zaprowadziłem do paśnika.
Spalanie z trasy 7.2-7.5 (powrót więcej, bo korki na S3).