JohnnyB napisał(a):Ja pozwoliłem sobie teraz na "zakup" auta używanego z ASO – było droższe, ale dostałem pisemną gwarancję pochodzenia i stanu auta, informację o pokrywie lakierniczej itp. Sam przejechałem się autem tylko. Jak na razie mnie cieszy, a jak coś sie jeszcze w czasie okarze, to mam jeszcze nieco czasu na udowadnianie zatajenia stanu faktycznego pojazdu.
Wszystko fajnie – od strony gwarancji pochodzenia i ewentualnych wałków. Ale jak dojdą do tego koszty eksploatacji niezbędne do utrzymania gwarancji na elementy mechaniczne…to kicha. Kumpel kupił Focusa III używanego z salonu Forda. Pojechał na przegląd i był do zrobienia rozrząd. Więc pojechał i miało być 1400 zł. Ale ostatecznie zaśpiewali mu, że jeśli chce podbić gwarancje, to musi zapłacić 2000 zł (jakieś tam pierdółki wymienili jeszcze). Początkowo rachunek miał wynieść 4500 zł, ale prawie spadł z krzesła jak się dowiedział (miały dojść tarcze, klocki itp.). W konsekwencji – mówi, że następnym razem sprawdzi sobie sam pochodzenie i w odbycie ma te wszystkie gwarancje ASO.
A inny znajomy kupił BMW 1 z tego programu BMW select czy jak to tam się nazywa. Dołożył do tego cały worek monet względem ofert z wolnego rynku, a się okazało, że zaraz po zakupie spadły na niego naprawy do zrobienia, a gwarancja ich nie obejmowała (w tym jakieś wady fabryczne, związane chyba z rozciągającym się łańcuchem). Boksował się, boksował, ale olali go ciepłym moczem.
Więc chyba nic nie zadziała tak dobrze jak: sprawdzenie pochodzenia przy wykorzystaniu możliwych źródeł, sprawdzenie auta z mechaniorem/w ASO i lanie na gwarancje i inne podobne cuda udzielane przez salony
