jak łatwo się domyślić na forum Mazdy znalazałem się parę lat temu (w 2004 roku) dzięki Mazdzie. Jeździłem 4 lata piękną, bordową Mazdą 626 GE. Było to zdecydowanie najfajniejsze auto jakie posiadałem. I jednocześnie... najgorsze.

Do dziś pamiętam dzwięk silnika przy przyspieszaniu, cudownie wkręcał się na obroty, potrafił pokazać "pazur" mimo niedostatków mocy. Uwielbiałem nią jeździć i natrzaskałem nią sporo kilometrów. Z drugiej jednak strony Mazda była pojazdem bardzo awaryjnym i kosztownym, pomimo względnie dobrego stanu. Do perfekcji opanowałem jazdę na 1,5 m sznurku i na pamięć nauczyłem się wyglądu tylnej części nadwozia kilku modeli aut dzięki temu. Moja Mazda zachowywała się po prostu jak rozwydrzona, śliczna dziewucha – z jednej strony można było z nią poszaleć, ale z drugiej wiecznie miała fochy.
Pewnego dnia miarka się przebrała – moja 626 zastrajkowała i... nie miałem czym pojechać na własny ślub z Wrocławia na Lubelszczyznę. Krew omal mnie nie zalała i przyszykowałem auto do sprzedaży i... postanowiłem jej dać jeszcze jedną szansę. Szansa trwała pół roku i nie została niestety wykorzystana
Pomimo niepowodzeń z tą marką koniecznie chciałem przesiąść się na 626 GF lub Premacy. Ale tygodnie mijały, kasa znikała z konta na telefony, pociągi, jeżdżenie po Niemczech, PKSy itd. I nie mogłem znaleźć perfekcyjnego egzemplarza...
W końcu w akcie rozpaczy rozszerzyłem poszukiwania o Skodę Octavię. Trafiła się igiełka ze świetnym wyposażeniem i symbolicznym przebiegiem już następnego dnia. Octavią przez 2 lata przejechałem 40.000 km i tak bezproblemowego samochodu jeszcze nie widziałem nigdy. O ile 626 była tą rozwydrzoną dziewuchą, o tyle Skoda okazała się skromną kujonicą w białej, idealnie wyprasowanej koszuli z
wykrochmalonym kołnierzykiem i granatowej spódnicy. Może w grubych okularach nie jest jej zbyt do twarzy, ale za to jest zawsze wierna i zawsze można na nią liczyć. Zawsze. I nic w zamian nie chce – wystarczyło co 500 km odwiedzić stację paliw i zatankować gaz (zadowalała się 8,3 l/100 km). Czy słońce czy trzaskający mróz zmrażający gałki oczne wystarczyło przekręcić kluczyk i jechać.
Wbrew obiegowym opiniom Skoda była dość starannie wykonana, chociaż z tanich materiałów (wystarczy spojrzeć na staranność wykonania bagażnika w Octavii i... Mazdzie 6 lub Fordzie Mondeo – niestety jest ładnej!). I była wyposażona zupełnie inczej niż większość sądzi (Skody uchodzą za totalne golasy) – ja miałem klimę, elektryczne szyby (4 szt.), el. podgrzewane lusterka, komputer pokładowy, poduchy i tak dalej i tak dalej.


Niestety nie dostarczała emocji, a kiedy zostałem tatą nie chciałem jeździć takim całkowicie tatuśkowatym samochodem. Postanowiłem zapewnić sobie i swojej rodzinie wyższy komfort jazdy i kupić wreszcie auto, o którym zawsze marzyłem – Mazdę 6.
Zacząłem przekopywać internet na jej temat, przeczytałem chyba cały dział 6 na forum i zacząłem mieć trochę wątpliwości – chciałem wydać kwotę, która pozwoliłaby na zakup rocznika 2003, a tam niestety pojawia się rdza, ściąganie w prawo etc. Starałem się też zasięgnąć opinii użytkowników... I w końcu dowiedziałem się niemal wszystkiego. Wszystkiego dowiedziałem się jeszcze o Oplach Vectra, Toyotach Avensis i Fordach Mondeo.
Tym sposobem na mojej krótkiej liście znalazły się Mazda 6 i Ford Mondeo, który po liftingu w 2005 roku stał się podobno bardzo dobrym i nierdzewiejącym autem. Z myślami biłem się bardzo długo, wymieniłem chyba ze 100 maili z klubowym kolegą Smirnoffem, żeby dowiedzieć się co, gdzie i kiedy się psuje, z jakimi kosztami należy się liczyć etc. Na swojej wirtualnej wadze zacząłem kłaść zalety i wady Mazdy 6, a na drugiej szalce zalety Forda Mondeo. O zaletach Szóstki pisać nie będę, bo chyba na tym forum nie trzeba tego robić
No i trafił się Ford Mondeo 1.8 z 2006 roku (pierwsza rejestracja koniec października 2006) w wersji full-golas:
* klimatyzacja automatyczna
* elektryczne szyby
* elektryczne, podgrzewane lusterka
* komputer pokładowy
* 6 poduszek powietrznych
* ABS
* kontrola trakcji
* podgrzewana przednia szyba
* samościemniające się lusterko wewnętrzne
* czujnik deszczu
* czujnik zmierzchu
* halogeny
* fabryczne radio
* sterowanie radiem przy kierownicy
* elektryczne sterowanie fotela kierowcy (tylko góra-dół)
* regulacja lędzwiowa foteli
itp.
Kupiłem go z przebiegiem 87500 km i jak na razie przejechałem tylko trochę ponad 1000 km. Jeszcze się nie zaprzyjaźniliśmy, ale na razie jestem zadowolony. Jeremy Clarkson nie przesadzał – prowadzi się jak marzenie i to przy każdej prędkości, a układ kierowniczy jest bardzo czuły i bardzo szybko reaguje. Starałem się uruchomić kontrolę trakcji na jakimś rondzie, ale zaczynam wątpić, czy można to auto wyprowadzić z równowagi
Niestety jak dla mnie zawieszenie mogłoby być trochę miększe i bardziej komfortowe. W tym świetnym prowadzeniu jest też łyżka dziegciu – na równym asfalcie jest naprawdę idealnie, ale kiedy na zakręcie trafią się wyboje tylne zawieszenie sprawia wrażenie "przeskakiwania".
Bardzo cieszą mnie szczegóły, które w końcu tworzą całość – niby drobiazgi, ale jednak sprawiają, że jestem bardziej zadowolony. Takim szczegółem jest to, że nareszcie mam auto, w którym wystarczy lekko dotknąć kierunkowskaz, żeby zamigał 3 razy – już nie muszę dbać o powrót manetki przy zmianie pasa czy wyprzedzaniu. Inny bajerek jest taki, że tylna szyba przeciera się automatycznie, kiedy wrzucę wsteczny, a szyba wymaga wytarcia. No i prawie nie trzeba manewrować samodzielnie wycieraczkami – czujnik deszczu działa niemal idealnie.
Ma jeszcze gigantyczną jak dla mnie zaletę w trasie – do ok. 110 km/h pracę silnika oznajmia tylko i wyłącznie położenie wskazówki obrotomierza. Gdyby nie szum opon, we wnętrzu panowałaby cisza, ale niestety żeby tego szumu nie było, trzeba by było szukać auta w znacznie wyższej klasie...
A oto mój radiowóz, wzbudzający strach, kiedy pojawi się w czyimś wstecznym lusterku i powodujący nerwowe poszukiwanie białych czapek na podszybiu:









Ciekawe, czy w końcu, po dwóch nieudanych próbach, uda mi się kupić Mazdę. Pewnie tak – do trzech razy sztuka
Pozdrawiam,
nemi
Edit:
Wnętrze wygląda tak:
