Mazda RX-7 (FD) - wampir z Wanklem

RX-7 jest samochodem kultowym - już od ponad 20 lat Mazda produkuje to wspaniałe auto. Nie byłoby w nim nic dziwnego, gdyby nie silnik - silnik z wirującym tłokiem, czyli Wankla. Wielu producentów próbowało uczynić z niego motor przyszłości, ale tylko Maździe się to udało. Moc samochodu, który teraz jest sprzedawany tylko w Japonii i w USA, w porównaniu do pierwszej generacji urosła dwukrotnie.

Wampir z Wanklem? Tak, wszystkie symptomy na to wskazują, co potwierdzają jego ofiary. Jego silnik zabiera się do dzieła tak błyskawicznie i łagodnie, że kierowca staje się od pierwszego zrywu uzależniony. W tym stanie odurzenia wybacza swojemu RX-7 nawet olbrzymie spalanie. Lekko 16 litrów, chętnie także 20, gdy zakosztuje się zabawy z gongiem. Przyczyniają się do tego wąskie komory spalania, a także duże straty ciepła na rozwiniętych powierzchniach pracy cylindra.

Mogliśmy się tego spodziewać już w 1992 roku, gdy Mazda przedstawiła trzecią generację RX-7. 239 KM, biturbo, już nie dynamiczne autko coupé - jak poprzedniczka - lecz drapieżnik. Tylny spojler z dwoma wcięciami uniesiony niczym kołnierz płaszcza, w otwartej paszczy chłodnicy wyszczerzone kły.

Niemożliwe, żeby zaliczać Mazdę do tych blaszanych straszydeł, które Japończycy zaprezentowali, jako auta sportowe. RX-7 to niekwestionowany macho, którego "nos" dzięki płasko umieszczonemu Wanklowi węszy nisko nad ziemią. Błotniki uwypuklają te bezwstydne muskuły, które w "grzecznym" MX-5 zostały zaledwie zaznaczone. Nawet dach jest zaokrąglony, z dwiema delikatnymi wypukłościami. Znawcy natychmiast wykrzykną: "Zagato!". Jasne, że styliści Mazdy co nieco zwędzili. Gdzieś między Włochami i Stanami Zjednoczonymi, między Ferrari i Cobrą. Czynili to jednak z gorącym sercem i stworzyli klasyczny model. Wampir z Wanklem przeżyje nie tylko w elitarnych fan-klubach, ale i w pamięci wielu mniejszych i większych entuzjastów motoryzacji. Jako bezkompromisowy sportowiec, z objawiającym się podczas wyprzedzania prestiżem, który posłusznych Transylwańczyków natychmiast sprowadza na prawy pas autostrady. Któż, bowiem chętnie ma na karku wampira?

Jego właściciel podróżuje w małej, czarnej jak noc jamie, zwanej wnętrzem. Ciasnej, ciemniej, przylegającej do ciała. Dwa miejsca leżące, starannie oddzielone wysokim jak mur tunelem środkowym. Ostatnio poczerniono nawet chromowane obręcze wokół wskaźników. Teraz błyszczą już tylko krwiście czerwone wskazówki kolekcji zegarów, przypominających "Nautiliusa" kapitana Nemo. O wiele za duża obręcz kierownicy wypełniona jest orgią krągłości i czerwieni. Na zewnątrz uśpione "oczy" reflektorów budzą się dopiero wtedy, gdy porządni ludzie kładą się na spoczynek.

Samochód jeździ bardzo cicho. W RX-7 nie łomoczą cztery tłoki, ani sześć, ani osiem. Trójkątny tłok kręci się dookoła samego siebie. Zgodnie z tą samą zasadą jak w NSU Spiderze i Ro 80, tylko o wiele bardziej niezawodnie. Wankel Mazdy wytrzymał w wyścigu w Le Mans 24 godziny aż do zwycięstwa, w Stanach Zjednoczonych Japończycy dali gwarancję na swój silnik na 100.000 mil, nie kilometrów!

Każdej mili towarzyszy to niesamowite brzmienie. Wirujący tłok robi mniej hałasu niż taki, który porusza się w górę i w dół. Tak dźwięczą fanfary dla posiadaczy jedynego w swoim rodzaju na świecie rozwiązania technicznego - śpiew, dalekie trąby grupy trębaczy z tłumikami. Prawie bezdźwięcznie jak uderzenia skrzydeł nietoperza.

Dziwne, że mimo tej ciszy Japończycy wbudowali gong, który odzywa się za każdym razem, gdy wskazówka obrotomierza przekracza kresę oznaczającą 7000 obr./min. A dzieje się to tak szybko i dlatego przyspieszanie RX-7 brzmi jak dzwonienie dziecięcej zabawki: gaz, gong, gaz, gong, gaz, gong...

Wampir z Wanklem wydaje się wchodzić na wysokie obroty tak szybko jak żaden inny samochód. To jest ukąszenie, które uzależnia. Czysto sportowy charakter - tego RX-7 ma pod dostatkiem. Układ kierowniczy celuje zawsze dokładnie tam, gdzie go kierujesz. Nie wybacza ani jednego chybionego milimetra, co jest szczególnie denerwujące wtedy, gdy tylne koła znów stoczą przegraną walkę z mokrą jezdnią. ASR? Zapomnij, musisz to mieć w stopie. Z RX-7 wydobywa się czysta moc. Komfort jazdy odpowiada mniej więcej komfortowi tapicerki. Na złej nawierzchni to sportowe urządzenie trzęsie się i skręca jak wampir na kuracji odwykowej. Musiałby mieć wewnątrz klatkę bezpieczeństwa. RX-7 jest po prostu lekki: 1320 kg, spartański jak Porsche 911, ale z włoskim wykończeniem.

Nawet najbardziej uzależniona ofiara nie może swobodnie rozkoszować się Mazdą RX-7. Po pierwsze, ponieważ na autostradzie Wankel co 300 km wymaga wizyty na stacji benzynowej. Po drugie dlatego, że także sportowo nastawieni kierowcy myślą o ochronie środowiska i nie zawsze są bezkrytycznymi fanami urządzeń zużywających paliwo ponad miarę. I po trzecie ponieważ muszą jeszcze zapłacić za benzynę.

Źródło: "Moto Magazyn", 12-09-2001