Moj kochany Tata uczył mnie (to znaczy ja sam się uczyłem patrząc jak on to robi) jeździć ekonomicznie. To znaczy zachowywać dystans w trasie, wyprzedzać z rozpędu (a nie "but w podłogę"), łagodnie i sprawnie przekładać biegi, hamować silnikiem, operować masą pojazdu, umiejętnie wchodzić w zakręty...
Myślałem, że wszyscy tak jeżdżą. Okazało się dość szybko, że bez wysiłku (poprzednim autem) seicento 1.1 w jeździe mieszanej (pół na pół trasa/miasto) osiągałem spalanie 5,0-5,1 (czasem w rozrzutności dochodziłem do 5,2-inni mówili, że to niemożliwe). Kiedyś nawet uciekłem na trasie maluchem (z 5 osobami na pokładzie) i kadet z silnikiem 1,6 mnie nie dogonił, a ja nawet nie miałem gazu w podłodze... Mam małe spalanie, chociaż wszyscy mówią, że jeżdżę dynamicznie
Gdy miałem jeszcze dziurawy dolot w mej madzi to raz zabawiłem się w oszczędne jeżdżenie po mieście i w trasie. Efekt 5,35 moim krążownikiem (z włączoną klimą!). Sporo też zależy oczywiście od paliwa (od czasu, gdy Esso bierze paliwo od polskiej rafinerii, szczególnie od kilku miesięcy, gdy została sprzedana) natychmiast różnica w spalaniu wynosi ok 0,2-0,4 l/100 km więcej. Niby mało?
Nie zgadzam się jednak z jednym stwierdzeniem na podanym powyżej linku co do odpalania i ruszania od razu (w zimne dni dieslem!). Po odpaleniu, daje mu pochodzić jakieś pół minuty (zgarniam śnieg z szyb itp.), bo wtedy proces ruszania odbywa się o wiele spokojniej, bez szarpania, nie słychać mocnego walenia w "dekiel" i układ kierowniczy chodzi też trochę spokojniej. Mowa oczywiście o sytuacji: zimny silnik, zimno na dworze (np. zima) i pierwsze odpalenie. Poza tym – jak pokazuje moje doświadczenie – gdy dam mu pół minuty wytchnienia na starcie – szybciej się nagrzewa (o jakieś 2 km!!) i szybciej jest cichy. Ale nie dłużej jak pół minuty...
Oczywiście mowa tu o dieslu!! Poza tym – granica do której można hamować silnikiem wynosi ok 1000 obrotów (od 950, dostaje z powrotem paliwo!).
Udaje mi się jeździć dynamicznie pomimo delikatnego "sprawdzania głębokości pedału gazu" i raczej staram się sprawnie przekładać biegi (co kiedyś Globy miał okazję zobaczyć

i wypomina mi to do dziś..) oraz wykorzystywać opcję "kulania się". Niestety – od czasu naprawienia dolotu moc pod maską przy "stówie" jest dla mnie tak oszałamiająca, że trudno mi się powstrzymać od przepłukiwania wtrysków (mój grzech – mea culpa...), więc spalanie mi wzrosło. Nawrócę się od następnego tankowania.
PS. uważam, że jak na taki wóz (kombi – 1450 kg) i obecny tryb jeżdżenia to spalanie w granicach 5,5-5,7 i tak jest rewelacyjne.