Adaś napisał(a):Akar.Zaephyr ja również poproszę "Masz 1 nową wiadomość"

artro219 napisał(a):JA tez poprosze o "Masz 1 nową wiadomość"
Masz 1 nową wiadomość

dirty napisał(a):gratuluję rzucenia papierosów
odnośnie rzucania – wmawiamy sobie, że sami nie damy rady, że trzeba czytać książki, kupować plastry czy łykać chemie, która tylko robi nam wietnam z wątroby
najprostszym sposobem jest – nie odpalenie pierwszego papierosa rano i reszta już z górki
papierosy to potężny biznes a rzucanie ich to kolejny biznes
nie dajmy sobie wmówić, że nie mamy dostatecznie dużo woli na rzucanie i nie szukajmy pomocy wszędzie – to czy zapalisz dziś rano zależy tylko od Ciebie
dirty – absolutnie się z Tobą zgadzam.
Moim zdaniem na tym polega różnica między tą książką o rzucaniu palenia a całą resztą.
Ona nie sprawi że rzucimy palenie. Tak jak piszesz, wszystko musi się najpierw zacząć w głowie samego palacza. Musi on powiedzieć "chcę to rzucić" a wtedy Alan Carr pomoże w odpowiednim nastawieniu do całej sprawy. I tyle – ta książka sama w sobie nic nie zdziała jeśli ktoś nie będzie chciał przestać palić. Ona jest swego rodzaju pomocą szkolną
Opowiem to, bardzo krótko, na swoim przykładzie.
Miałem problem z rzuceniem palenia bo wydawało mi się że to spore wyrzeczenie. Wydawało mi się że będę musiał coś poświęcić żeby być zdrowym.
Przyzwyczajenie – myślałem że to przyzwyczajenie że palę, na przykład w określonych sytuacjach. Ale kurcze, przecież przyzwyczajenia łatwo zmienić. Przecież gdy mieszkałem sam, żyłem absolutnie innym rytmem i miałem absolutnie inne zwyczaje niż gdy mieszkałem z rodzicami. Zajęło mi ledwie kilka dni by przyzwyczaić się do nowego mieszkania.
Palę dla towarzystwa – jedno z najgłupszych uzasadnień do jakich mogę się przyznać. Dla towarzystwa truć własny organizm? Doprowadzać go do stanu w którym zaczyna go zżerać rak? Przecież nawet teraz mogę wyjść w pracy z kumplem "na fajkę" z tym że ja nie palę, po prostu rozprostowuję kości przy okazji gawędząc ze znajomym. Dla towarzystwa. Nikt się nie obraża, nie uważa mnie za gorszego. Mało tego – utrzymując stan abstynencji nikotynowej powoli staję się przykładem dla kumpla. Palenie dla towarzystwa? Czysty mit.
Palę bo lubię – to również jedno z najgłupszych tłumaczeń palaczy. Jak można lubić dym w płucach? Niech ktoś dmuchnie dziecku w twarz, lub jakiemukolwiek zwierzęciu- od razu zacznie kaszleć, uciekać od dymu. Ja zaś twierdzę że to lubię? Jak można lubić coś co mnie każdego dnia powoli zabija, działa negatywnie na mój organizm, powoduje że śmierdzę dymem i mam przykry zapach z ust, nie wspominając o pożółkłych zębach? No jak? To kolejny mit.
Palę bo to uspokaja – to jedna z największych pułapek tytoniowych, a jednocześnie największy mit związany z papierosami. Czy palenie faktycznie uspokaja? Z jednej strony – fizjologicznej – to największe kłamstwo koncernów tytoniowych (o tym za chwilę). Co powoduje bowiem zdenerwowanie? Pomijając stres wywołany czynnikami zewnętrznymi, najczęstszym powodem zdenerwowania jest... chęć zapalenia! Nie wierzycie? A czy ktoś z Was, kochani palacze, pamięta to gówniane uczucie gdy w środku nocy odpala się ostatnią fajkę i nie ma pod ręką kolejnej paczki? Pamiętacie to uczucie gdy jesteście świadomi że szybko nie będzie następnej? To tyle od strony fizycznej, jest jeszcze strona psychologiczna. Trudno tutaj doszukać się winowajcy ale spójrzcie jak media raczą nas obrazami palaczy- reklam już wprawdzie nie ma ale spójrzcie, w ilu filmach osoba zdenerwowana zapala papierosa? W ilu filmach tworzy się stereotypy palenia w chwilach ważnych w życiu, na przykład stereotyp ojca czekającego w szpitalu na urodzenie się syna, ojca palącego jedną fajkę za drugą? Współczesny świat raczy nas takimi mitami a tymczasem, jak wspomniałem, większość zdenerwowania palaczy wynika z faktu że nie mogą zapalić, że myślą o papierosie, bardziej niż z tego że nerwów przysparza im życie. Poza tym- spójrzmy na osoby które nie palą, czy one potrzebują nikotyny by uporać się ze stresem? NIE!
Podałem powyżej kilka najważniejszych powodów, jakimi palenie argumentują sami palacze. Pokazałem również że są one tak bzdurne że żadna logicznie myśląca osoba nie potraktuje ich poważnie.
Palacze jednak nadal palą, dlaczego? Spójrzmy prawdzie w oczy:
Palimy bo jesteśmy uzależnieni!
Nie zabrzmiało groźnie? No to teraz zabrzmi.
Dlaczego tak łatwo wpaść w palenie?
Bo nikotyna uzależnia bardzo cicho i powoli...
Odpalasz pierwszego papierosa. Nie smakuje, gryzie w płuca, nie czujesz żadnych rewelacji. To najgorsze co może być. Myślisz bowiem, iż skoro nie smakuje i jest tak niedobre, będę to mógł odstawić w każdej chwili. Tymczasem ten pierwszy papieros wprowadza do organizmu nikotynę która już po kilkunastu, kilkudziesięciu minutach jest rozkładana, znika. Ty jednak, skoro możesz to rzucić w każdej chwili, zapalasz następną. Wprowadzasz następną dawkę nikotyny. Organizm wkrótce zaczyna się przyzwyczajać i zaczyna żądać więcej. Z roku na rok palisz więc coraz więcej, cały czas myśląc że wszystko jest pod kontrolą. To nieprawda- już dawno jest za późno.
Co ciekawe- samo fizyczne uzależnienie od nikotyny jest bardzo słabe. Tak słabe że sam, choć dopiero tydzień nie palę, nie czuję żadnego głodu nikotynowego. Dlaczego więc, cholera, nie mogłem rzucić tego wcześniej? Dlaczego wcześniej mi się nie udało?
Bo myślałem że wyrzekam się czegoś! (patrz kilka powyższych punktów- nawyku, przyjemności, nawyku towarzyskiego itp)
Jasna cholera, czy ja się czegoś wyrzekłem? Ależ skąd! To żadne wyrzeczenie! Mam więcej pieniędzy, jestem zdrowszy, środowisko znajomych szanuje mnie za to że zwalczyłem nałóg! To sama przyjemność!
Cała sprawa leży bowiem w psychice. Skoro wydaje nam się że wyrzekamy się czegoś, tworzy się wrażenie ciężkiej pracy która nas czeka. A w takim wypadku łatwo wrócić do tego cholernego zielska, bo przecież ono dawało mi przyjemność, sprawiało że czułem się cool. Przecież to lubiłem.
---
To właśnie zmieniła ta książka. Pomogła mi zrozumieć że rzucić palenie jest dziecinnie łatwo. Nie dlatego że nikotyna tak bardzo uzależnia, wręcz przeciwnie- właśnie dlatego że fizyczne uzależnienie jest tak słabe że można w jeden dzień rzucić palenie! Cały sekret kryje się w tym, jak to zwał Alan Carr, małym potworku który siedzi w naszej głowie. To on wmawia nam że lubimy papierosy, że palić jest być trendy, że to nas relaksuje. To wszystko kupa prawda i ta książka otwarła mi oczy.
Teraz myślę że rzucanie palenia to żadne wyrzeczenie. Nie wyrzekam się absolutnie niczego poza zbędnymi wydatkami, słabym zdrowiem i wieloma innymi aspektami palenia, także psychologicznymi. I wreszcie- jestem wolny!
Podkreślę:
JESTEM WOLNY!!.
Dlatego postanowiłem napisać ten temat i zachęcić do przeczytania książki tych, któzy chcą rzucić ten cholerny nałóg ale czują że sami sobie nie poradzą. Weźcie tą niezbyt długą książkę do ręki i poczujcie wiatr zmian!
Dlatego postanowiłem w tym poście pokrótce napisać to co teraz kończę.
Najśmieszniejsze zaś jest to że wszystkie te fakty na temat palenia są oczywiste dla osób niepalących. To sami palacze wydaję się być totalnie zacietrzewieni swoim nałogiem, śmiem twierdzić że najgorszym na świecie- pod względem ilości ofiar śmiertelnych jakie powoduje. Bo czy ktoś odważy się zakwestionować że spośród wszystkich używek jakie zna ludzkość nikotyna w wyrobach tytoniowych zabiła najwięcej ludzi? Chyba nie...
Na koniec jeszcze taki mały fakt który nasunął mi się po przeczytaniu tej książki.
Z jednej strony państwo polskie co rusz podwyższa akcyzy na tytoń, zarabiając na palaczach ogromne pieniądze. Gigantyczne. Z drugiej zaś, niedawno spotkałem się z opinią iż palaczy nie powinno się leczyć na raka bo sami świadomie się zabijają, czemu więc społeczeństwo ma płacić za ich leczenie? (odpowiedziałem wtedy rozmówcy że czemu ja, jeżdżący bezwypadkowo kierowca mam przez swoje AC płacić za tych idiotów którzy mają gdzieś przepisy? ale nie o tym temat).
I co, chcecie dalej płacić własnymi ciężko zarobionymi pieniędzmi, i zdrowiem, państwu które- nie takie przecież rzeczy się w tym kraju działy- pewnego dnia się na Was wypnie? Na pohybel! (gest Kozakiewicza)
Trzymam kciuki za wszystkich tych z Was którzy chcą rzucić ten nałóg i poradzą sobie. Nie piszę "wytrwają w postanowieniu" bo to brzmi tak jakby to było coś trudnego, tymczasem książka Carra nastawiła mnie tak jak powinienem był od początku o sprawie myśleć- skoro nie wyrzekam się niczego wartościowego, nie jest to żaden wysiłek.
I tak właśnie się czuję
