Amerykanie tylko spopularyzowali to "święto".
Halloween ma celtyckie korzenie, gdzie było obrządkiem zapraszającym dobre duchy do domu, a odstraszającym złe. Wierzyli, że w ten dzień duchom łatwiej się przedostać do świata żywych

Stroje potworów miały właśnie odstraszać te złe duchy, a wycinanki chyba robili w innych warzywach

Irlandzcy emigranci przywlekli ten zwyczaj do ameryki, a tam zrobiono z niego bal z cukierkami.
W sumie to całkiem podobne do słowiańskiego, pogańskiego obrządku Dziadów. Tam też modlono się o przychylność duchów, szukano z nimi kontaktu – potem to "przerobiono" na katolickie zaduszki.
Tak czy tak – mnie to lotto. Nigdy nie przepadałam za komercyjnymi "świętami", ale jak ktoś chce to droga wolna. Zastanawiam się tylko co się mówi takim małym dzieciakom – w sensie, że po co robią? Za typowo polskim umartwianiem się też nie jestem, ale chyba warto by było nauczyć młodych polaków pamięci o zmarłych bliskich (bez względu czy się jest katolikiem czy nie), a nie, że to głównie biba w strojach duchów i powycinane dynie.
Ostatnio czytałam fajny artykuł Cejrowskiego o Święcie Zmarłych w różnych kulturach i powiem Wam, że podoba mi się jak Meksykanie je obchodzą. Robią balet na cmentarzu i po prostu się cieszą, że ich bliscy poszli w lepsze miejsce. Piją, nawet polewają teqillą grób, tańczą przy muzyce Mariacci. U nich to radosne święto spędzane na grobach. Jak dla mnie całkiem dobry kompromis – zabawa połączona z pamięcią o zmarłych bliskich... No ale dla większości polaków pewnie to zbyt kontrowersyjne i obraźliwe.