Śmieszne lub ciekawe zdjęcia/filmy/linki/teksty (bez polityki).
Kim jest Mailer-daemon, jaki olej silnikowy oznacza się symbolem 710 i
co mówi do nas komputer? W starciu z nowoczesną techniką najbardziej
zawodny jest człowiek.
Kiedy pod koniec XIX wieku świat wchodził w fazę przemysłową, wielu
uważało, że technika to coś, co działa przeciwko człowiekowi. Luddyści
niszczyli maszyny, ludzie protestowali przeciwko parowozom, z powodu
których krowy nie dają mleka, a kury przestają znosić jajka. Przed
pierwszymi samochodami musiał biec człowiek ostrzegający, że nadciąga
niebezpieczeństwo w postaci piekielnej machiny.
Czasy zmieniły się, dzisiaj nikt nie ucieka na widok samochodu, a
coraz bardziej wyrafinowane urządzenia mają nam ułatwiać życie.
Niestety, nie zawsze tak jest. Bo co z tego, że urządzenia
doskonalsze, gdy ludzie nie są w stanie z nich korzystać. Choć każdy
uważa, że to nie o nim.
Samochód nasz powszedni
Każdy Polak zna się na polityce, medycynie i motoryzacji. Przynajmniej
w teorii, najlepiej po kilku głębszych. W praktyce bywa różnie,
szczególnie z motoryzacją.
– Najgorsi są „fachowcy” – uważa Robert, dealer samochodów jednej z
francuskich marek. – Zdarzył się taki, który kazał ustawić wszystkie
koła tak, by wentyle były skierowane idealnie do góry. Po czym zrobił
kółko wokół salonu i stwierdził, że auto jest „skoszone”, bo wentyle
„rozjechały się” każdy w inną stronę. Nawet nie chce się dyskutować.
Co drugi mechanik opowiada, że to właśnie do niego zadzwoniły te dwie
panie, którym zepsuł się samochód. Akurat serwisowa laweta była w
terenie, ale że panie były dwoma samochodami, to postanowiły same
przyholować zepsute auto. Podpięły linkę i wsiadły... obie do
samochodu holującego. Zdołały dojechać do pierwszego skrzyżowania,
gdzie pozbawiony kierowcy ciągnięty pojazd nie skręcił za samochodem
holującym.
– Do mnie przyjechał kiedyś facet, prosząc o olej silnikowy 710 –
opowiada Robert z salonu francuskich aut. – Pytam: ale jaki 710? Nigdy
nie słyszałem o takim oznaczeniu oleju silnikowego.
Na to mężczyzna, że tak ma napisane na silniku. Podniósł klapę i
wskazał na korek wlewu oleju. Ten, na którym jest napisane „OIL”, tyle
tylko, że napis był odwrócony do góry nogami.
Innym razem do warsztatu przyszedł starszy pan i od drzwi zaczął robić
straszną awanturę. Krzyczał, że mechanicy go okradli i żądał spotkania
z kierownikiem. Dopiero w jego gabinecie okazało się, że pan kupił
jakiś czas temu swój wymarzony samochód. Wszystko było w porządku,
dopóki pewnego razu nie złapał gumy. Chciał wymienić koło, ale pech
chciał, że zapasówka także przepuszczała powietrze. Pan samodzielnie
zdjął oponę i odkrył, że pod nią nie ma dętki. A że ostatnio był na
przeglądzie wszystko było jasne – mechanicy ukradli mu ją!
– Musiałem długo tłumaczyć, że dzisiaj już wszystkie opony samochodowe
są bezdętkowe, a nawet pokazać jedną na dowód – opowiada Robert –
Wszystko się wyjaśniło, a starszy pan powiedział, że ostatni samochód
miał w latach 70-tych.
Nie ruszaj, bo wybuchnie!
Największym wyzwaniem dla współczesnego człowieka okazały się
komputery. Wśród informatyków krążą legendy o użytkownikach, którzy
polegli na polu bitwy ludzi z maszynami. Jak chociażby historia o
dramatycznym telefonie do helpdesku (jeśli, drogi czytelniku, nie
wiesz, co to jest, to możliwe, że staniesz się jednym z bohaterów
podobnych opowieści), w którym anonimowy użytkownik prosił o pomoc, bo
w jego komputerze nie działa podstawka do kawy. Pracownik linii
telefonicznej długo nie mógł zrozumieć, o jaką część komputera chodzi,
aż wreszcie zdenerwowany dzwoniący wykrzyczał: no, przecież wysuwa się
podstawka do kubka z przodu komputera! I dopiero wówczas okazało się,
do czego panu służyła kieszonka napędu CD.
Nie wiadomo, czy historia ta jest autentyczna, za to na pewno wiele do
opowiedzenia mają informatycy, którzy wdrażali systemy komputerowe do
instytucji publicznych. Dla urzędniczek i urzędników, którzy za szczyt
nowoczesnej techniki uznawali 20-letni kalkulator, informatyzacja
oznaczała zakłócenie porządku świata. Czy ktoś pamięta kilometrowe
kolejki przed kasami PKP, a pani w okienku tłumaczyła, że jest
wolniej, bo komputery wprowadzili. Jednocześnie wprowadzała dane
jednym palcem, zerkając co chwila do ściągi z kursu.
– Pamiętam panią, która miała 60-stronicowy zeszyt, w którym
rozrysowała sobie „komiks” – opowiada Mikołaj, informatyk
wprowadzający komputery do jednego z urzędów gminy we wschodniej
Polsce. – Po prostu zamiast robić notatki na kursie ona przerysowywała
widok ekranu na każdym etapie uruchamiania programu.
Kiedy zasiadała przed komputerem, otwierała swój „komiks” i powtarzała
narysowaną sekwencję czynności. Jeśli coś nie wychodziło tak, jak na
obrazku, wyłączała komputer i zaczynała od początku. A petenci
czekali.
Nigdy nie przyszło jej do głowy,żeby czytać to, co jest napisane na
ekranie i podążać za instrukcjami.
– Czytanie komunikatów nigdy nie wchodziło w rachubę – dodaje Adam,
informatyk mający podobne doświadczenia, tym razem z urzędu gminy w
południowej Polsce. – Dochodziło do tego, że panie wołały informatyka,
za każdym razem, gdy pojawił się jakikolwiek komunikat. Nawet „wciśnij
ENTER” albo „brak papieru w drukarce”.
Niechęć do czytania komunikatów na ekranie potwierdzają właściwie
wszyscy informatycy. Najwyraźniej użytkownicy nadal nie są w stanie
pozbyć się przekonania, że wcisną nie to co trzeba i „coś zepsują”.
Dlatego bezpieczniej zawołać specjalistę, kiedy tylko komputer zapyta,
„czy kontynuować?”.
– Raz dzwoni pani z urzędu spanikowana: „wyskoczyło mi tu jakieś
okienko” – opowiada Mikołaj. – Spokojnie pytam jakie. Pani tylko
odpowiedziała „zaraz” i cisza w słuchawce. Czekam, czekam, myślałem,
że się rozłączyła, ale wreszcie pani się odzywa: „okienko 9 na 3 cm”.
Wcięło mnie, ale pytam spokojnie, co jeszcze może mi powiedzieć na
temat tego okienka. Myślałem, że odczyta przekąs w moim głosie, ale
skąd! Spokojnie dodała, że okienko jest 8 cm od lewej krawędzi ekranu.
Mogą opaść ręce? Mogą. A jednak w tak trudnych warunkach informatycy
potrafili zachować zimną krew i dalej, z narażeniem życia (można
umrzeć ze śmiechu) nieśli kaganek cyfrowej oświaty pod polskie
strzechy. Choć nie było łatwo...
Bo ty się boisz myszy
REKLAMA
Maciek cyfryzował Pocztę Polską. Opowiadać może długo. Jak panie
wyłączyły serwer, bo im hałasował, jak sprzątaczka podpięła odkurzacz
pod podtrzymujący pracę komputerów UPS, jak pani nie mogła uruchomić
programu, bo zbyt swobodnie traktowała polecenie „wciśnij dowolny
klawisz”.
– Po prostu komputer stał przed nią na biurku, a że wcisnąć można
dowolny, to wciskała RESET na czołowej ścianie – wyjaśnia Maciek.
Wówczas wprowadzony program do obsługi klientów nazywał się „Poczta
Gdańsk”. Raz informatycy przyjechali do jednej z placówek zaalarmowani
tym, że program nie działa. Podeszli do pani w okienku, która
zgłaszała problem i powiedzieli, że najpierw musi ona wyjść z
„Poczty”, mając na myśli zamknięcie programu. Pani bez słowa sprzeciwu
wstała i... opuściła budynek.
Jednak nic nie mogło pobić wprowadzenia do urzędów systemu Windows.
Praca pod DOS to było tylko klikanie w klawiaturę, natomiast Bill
Gates zgotował urzędnikom dodatkowy kłopot. Nazywał się on „myszka”.
Dzisiaj każde dziecko wręcz intuicyjnie posługuje się tym podstawowym
manipulatorem. Jednak 10 lat temu samo zrozumienie zasady działania
urządzenia nastręczało wiele trudności.
– Na komendę „proszę przesunąć kursor w górę” wiele osób podnosiło
myszkę z blatu – opowiada Adam.
– Poproszone „proszę kliknąć tę ikonkę” panie przykładały mysz w tym
miejscu do ekranu – dodaje Maciek.
Po nauczeniu się poruszania kursorem kolejnym etapem było wciśnięcie
przycisku. Technika tej czynności w wykonaniu pań z poczty wyglądała
tak, że najpierw najeżdżały kursorem na ikonkę, puszczały myszkę i z
góry palcem wciskały lewy przycisk umieszczony na niej. W efekcie mysz
przesuwała się i z całej operacji nici. Na co dzień panie potrzebowały
myszy tylko w celu uruchomienia programu do obsługi klientów, dalej
używało się już tylko klawiatury, więc informatycy wpadli na pomysł
racjonalizatorski.
– Ikonę naszego programu umieściliśmy na środku pulpitu, tam gdzie
pojawia się kursor po uruchomieniu Windows – opowiada Maciek. – A żeby
nie uciekał, myszkę przykleiliśmy taśmą do stołu. I załatwione!
Kolor się liczy
Jest taki stary dowcip: facet zadzwonił po specjalistę do zepsutego
telewizora. Specjalista przyjechał, popatrzył, walnął pięścią.
Telewizor zaczął działać, a fachowiec zażądał 100 zł. „Jak to, za
jedno uderzenie?” – oburzył się klient. „Nie, za to, że wiedziałem,
gdzie uderzyć” – spokojnie odparł technik.
W dzisiejszych czasach wiedza kosztuje. Wiedzą o tym pracownicy
pogotowia informatycznego i nieraz to – niestety – wykorzystują. Ta
historia niech posłuży za przestrogę.
– Jest godzina 22.00, dzwoni księgowa przerażona tym, że straciła
dane, bo zniknął jej program podatkowy, zapłaci każde pieniądze tylko
proszę uratować pliki – opowiada Andrzej z pogotowia informatycznego.
– Biorę kilka programów z narzędziami do odzyskiwania danych, wsiadam
w samochód i jadę .
Na miejscu Andrzej rozpakował poważnie wyglądający segregator z
płytami CD, przeglądał system ukrywając i pokazując pliki systemowe,
odpalił kilka programów pokazujących tak ważne dane, jak wielkość
dysku czy temperaturę procesora. I poprosił o kawę, bo to „trochę
potrwa”.
– A kiedy pani wyszła, zrobiłem to, co należało od razu, czyli
wyciągnąłem z kosza na pulpicie skrót do programu, który pani usunęła,
zapewne przez pomyłkę – śmieje się Andrzej.
Zainkasował 250 zł, a księgowa do dzisiaj przysyła mu życzenia na
każde święta.
– Często użytkownicy dzwonią z prośbą o pomoc, ale nie są w stanie
opisać, co się właściwie stało – opowiada Marek Janota z wrocławskiego
Info Serwisu.
Częste są telefony, gdy użytkownik tłumaczy, że „pobrał program,
zainstalował i teraz ma czarny ekran i dlaczego?” I awanturują się,
gdy pracownik odpowiada, że ma za mało danych, żeby określić, co się
stało.
Pewnego razu zadzwoniła pani, tłumacząc, że ma problem z monitorem. Co
się stało? Obraz spadł i teraz jest czarny ekran, nic nie pokazuje. W
pierwszym wrażeniu mogło wydawać się, że to kolejny ogólnikowy opis
sytuacji. Tymczasem okazało się, że pani była bardzo konkretna w
opisie tego, co się stało. Był to stary model monitora, który
przegrzewał się, więc miał zdjętą górną część obudowy. I właśnie w to
miejsce spadł zawieszony na ścianie obraz niszcząc kineskop.
– Zapadła mi w pamięć pani, która zadzwoniła w sprawie oprogramowania
serwerowego w jej firmie – opowiada Marek Janota. – Na pytanie „jaki
serwer jest w państwa firmie” pani odpowiedziała, że się dowie. Poszła
i po 10 minutach oddzwania: „czarny”.
Nie wiem, nie znam się, zarobiony jestem
REKLAMA
Dlaczego tak się dzieje? Jak powiedział Stanisław Lem: – Nikt niczego
nie czyta. Jeżeli ktoś coś przeczyta, to nie zrozumie. Jeżeli już ktoś
coś przeczyta i zrozumie, to i tak nie zapamięta.
To proste – nie rozumiemy zasad działania otaczających nas urządzeń,
nie czytamy instrukcji obsługi. Nie czytamy, bo zawarte w nich treści
są zbyt trudne do przyswojenia. Badanie Międzynarodowego Programu
Oceny Umiejętności Uczniów wskazują, że prawie 40% Polaków nie rozumie
czytanego tekstu.
Podobne dane przynoszą badania prof. Zbigniewa Kwiecińskiego z
Instytutu Pedagogiki Uniwersytetu im. Mikołaja Kopernika w Toruniu.
Według nich co piąty polski nastolatek nie rozumie wiadomości
telewizyjnych. Im dalej, tym gorzej, ponad połowa 50-latków nie jest w
stanie przyswoić sobie treści instrukcji obsługi.
Nie rozumiemy, bo nie czytamy. Kiedy już przestaje wisieć nad nami bat
polonistki wlepiającej pały za nieprzeczytane lektury przestajemy też
czytać. Według ostatnich badań przeprowadzonych na zlecenie Biblioteki
Narodowej w ciągu roku 68 procent Polaków nie przeczytało żadnej
książki.
Żeby nie było samobiczowania: wskaźniki światowe są podobne. Zalew
informacji powoduje reakcję obronną – nie chcemy wiedzieć, nie
interesuje nas, stajemy się specjalistami we własnej wąskiej
dziedzinie i więcej nic nas nie interesuje.
A dzięki coraz doskonalszej komunikacji łatwiej jest połączyć się z
fachowcem, niż spróbować samemu zrozumieć, chociażby czytając
informację, którą otrzymaliśmy. Tak, jak pewien użytkownik, który do
administratora poczty przysłał skargę na uporczywie wysyłającego mu
maile człowieka. „Prosiłem w zwrotnych listach, by przestał do mnie
wypisywać, ale to nic nie dało, dlatego proszę o zablokowanie konta
tego użytkownika”.
Nękający go nadawca nazywał się... Mailer-Daemon.
Autor: Konrad Dulkowski
Artykuł pochodzi ze strony:
http://technowinki.onet.pl/artykuly/czl ... tykul.html
co mówi do nas komputer? W starciu z nowoczesną techniką najbardziej
zawodny jest człowiek.
Kiedy pod koniec XIX wieku świat wchodził w fazę przemysłową, wielu
uważało, że technika to coś, co działa przeciwko człowiekowi. Luddyści
niszczyli maszyny, ludzie protestowali przeciwko parowozom, z powodu
których krowy nie dają mleka, a kury przestają znosić jajka. Przed
pierwszymi samochodami musiał biec człowiek ostrzegający, że nadciąga
niebezpieczeństwo w postaci piekielnej machiny.
Czasy zmieniły się, dzisiaj nikt nie ucieka na widok samochodu, a
coraz bardziej wyrafinowane urządzenia mają nam ułatwiać życie.
Niestety, nie zawsze tak jest. Bo co z tego, że urządzenia
doskonalsze, gdy ludzie nie są w stanie z nich korzystać. Choć każdy
uważa, że to nie o nim.
Samochód nasz powszedni
Każdy Polak zna się na polityce, medycynie i motoryzacji. Przynajmniej
w teorii, najlepiej po kilku głębszych. W praktyce bywa różnie,
szczególnie z motoryzacją.
– Najgorsi są „fachowcy” – uważa Robert, dealer samochodów jednej z
francuskich marek. – Zdarzył się taki, który kazał ustawić wszystkie
koła tak, by wentyle były skierowane idealnie do góry. Po czym zrobił
kółko wokół salonu i stwierdził, że auto jest „skoszone”, bo wentyle
„rozjechały się” każdy w inną stronę. Nawet nie chce się dyskutować.
Co drugi mechanik opowiada, że to właśnie do niego zadzwoniły te dwie
panie, którym zepsuł się samochód. Akurat serwisowa laweta była w
terenie, ale że panie były dwoma samochodami, to postanowiły same
przyholować zepsute auto. Podpięły linkę i wsiadły... obie do
samochodu holującego. Zdołały dojechać do pierwszego skrzyżowania,
gdzie pozbawiony kierowcy ciągnięty pojazd nie skręcił za samochodem
holującym.
– Do mnie przyjechał kiedyś facet, prosząc o olej silnikowy 710 –
opowiada Robert z salonu francuskich aut. – Pytam: ale jaki 710? Nigdy
nie słyszałem o takim oznaczeniu oleju silnikowego.
Na to mężczyzna, że tak ma napisane na silniku. Podniósł klapę i
wskazał na korek wlewu oleju. Ten, na którym jest napisane „OIL”, tyle
tylko, że napis był odwrócony do góry nogami.
Innym razem do warsztatu przyszedł starszy pan i od drzwi zaczął robić
straszną awanturę. Krzyczał, że mechanicy go okradli i żądał spotkania
z kierownikiem. Dopiero w jego gabinecie okazało się, że pan kupił
jakiś czas temu swój wymarzony samochód. Wszystko było w porządku,
dopóki pewnego razu nie złapał gumy. Chciał wymienić koło, ale pech
chciał, że zapasówka także przepuszczała powietrze. Pan samodzielnie
zdjął oponę i odkrył, że pod nią nie ma dętki. A że ostatnio był na
przeglądzie wszystko było jasne – mechanicy ukradli mu ją!
– Musiałem długo tłumaczyć, że dzisiaj już wszystkie opony samochodowe
są bezdętkowe, a nawet pokazać jedną na dowód – opowiada Robert –
Wszystko się wyjaśniło, a starszy pan powiedział, że ostatni samochód
miał w latach 70-tych.
Nie ruszaj, bo wybuchnie!
Największym wyzwaniem dla współczesnego człowieka okazały się
komputery. Wśród informatyków krążą legendy o użytkownikach, którzy
polegli na polu bitwy ludzi z maszynami. Jak chociażby historia o
dramatycznym telefonie do helpdesku (jeśli, drogi czytelniku, nie
wiesz, co to jest, to możliwe, że staniesz się jednym z bohaterów
podobnych opowieści), w którym anonimowy użytkownik prosił o pomoc, bo
w jego komputerze nie działa podstawka do kawy. Pracownik linii
telefonicznej długo nie mógł zrozumieć, o jaką część komputera chodzi,
aż wreszcie zdenerwowany dzwoniący wykrzyczał: no, przecież wysuwa się
podstawka do kubka z przodu komputera! I dopiero wówczas okazało się,
do czego panu służyła kieszonka napędu CD.
Nie wiadomo, czy historia ta jest autentyczna, za to na pewno wiele do
opowiedzenia mają informatycy, którzy wdrażali systemy komputerowe do
instytucji publicznych. Dla urzędniczek i urzędników, którzy za szczyt
nowoczesnej techniki uznawali 20-letni kalkulator, informatyzacja
oznaczała zakłócenie porządku świata. Czy ktoś pamięta kilometrowe
kolejki przed kasami PKP, a pani w okienku tłumaczyła, że jest
wolniej, bo komputery wprowadzili. Jednocześnie wprowadzała dane
jednym palcem, zerkając co chwila do ściągi z kursu.
– Pamiętam panią, która miała 60-stronicowy zeszyt, w którym
rozrysowała sobie „komiks” – opowiada Mikołaj, informatyk
wprowadzający komputery do jednego z urzędów gminy we wschodniej
Polsce. – Po prostu zamiast robić notatki na kursie ona przerysowywała
widok ekranu na każdym etapie uruchamiania programu.
Kiedy zasiadała przed komputerem, otwierała swój „komiks” i powtarzała
narysowaną sekwencję czynności. Jeśli coś nie wychodziło tak, jak na
obrazku, wyłączała komputer i zaczynała od początku. A petenci
czekali.
Nigdy nie przyszło jej do głowy,żeby czytać to, co jest napisane na
ekranie i podążać za instrukcjami.
– Czytanie komunikatów nigdy nie wchodziło w rachubę – dodaje Adam,
informatyk mający podobne doświadczenia, tym razem z urzędu gminy w
południowej Polsce. – Dochodziło do tego, że panie wołały informatyka,
za każdym razem, gdy pojawił się jakikolwiek komunikat. Nawet „wciśnij
ENTER” albo „brak papieru w drukarce”.
Niechęć do czytania komunikatów na ekranie potwierdzają właściwie
wszyscy informatycy. Najwyraźniej użytkownicy nadal nie są w stanie
pozbyć się przekonania, że wcisną nie to co trzeba i „coś zepsują”.
Dlatego bezpieczniej zawołać specjalistę, kiedy tylko komputer zapyta,
„czy kontynuować?”.
– Raz dzwoni pani z urzędu spanikowana: „wyskoczyło mi tu jakieś
okienko” – opowiada Mikołaj. – Spokojnie pytam jakie. Pani tylko
odpowiedziała „zaraz” i cisza w słuchawce. Czekam, czekam, myślałem,
że się rozłączyła, ale wreszcie pani się odzywa: „okienko 9 na 3 cm”.
Wcięło mnie, ale pytam spokojnie, co jeszcze może mi powiedzieć na
temat tego okienka. Myślałem, że odczyta przekąs w moim głosie, ale
skąd! Spokojnie dodała, że okienko jest 8 cm od lewej krawędzi ekranu.
Mogą opaść ręce? Mogą. A jednak w tak trudnych warunkach informatycy
potrafili zachować zimną krew i dalej, z narażeniem życia (można
umrzeć ze śmiechu) nieśli kaganek cyfrowej oświaty pod polskie
strzechy. Choć nie było łatwo...
Bo ty się boisz myszy
REKLAMA
Maciek cyfryzował Pocztę Polską. Opowiadać może długo. Jak panie
wyłączyły serwer, bo im hałasował, jak sprzątaczka podpięła odkurzacz
pod podtrzymujący pracę komputerów UPS, jak pani nie mogła uruchomić
programu, bo zbyt swobodnie traktowała polecenie „wciśnij dowolny
klawisz”.
– Po prostu komputer stał przed nią na biurku, a że wcisnąć można
dowolny, to wciskała RESET na czołowej ścianie – wyjaśnia Maciek.
Wówczas wprowadzony program do obsługi klientów nazywał się „Poczta
Gdańsk”. Raz informatycy przyjechali do jednej z placówek zaalarmowani
tym, że program nie działa. Podeszli do pani w okienku, która
zgłaszała problem i powiedzieli, że najpierw musi ona wyjść z
„Poczty”, mając na myśli zamknięcie programu. Pani bez słowa sprzeciwu
wstała i... opuściła budynek.
Jednak nic nie mogło pobić wprowadzenia do urzędów systemu Windows.
Praca pod DOS to było tylko klikanie w klawiaturę, natomiast Bill
Gates zgotował urzędnikom dodatkowy kłopot. Nazywał się on „myszka”.
Dzisiaj każde dziecko wręcz intuicyjnie posługuje się tym podstawowym
manipulatorem. Jednak 10 lat temu samo zrozumienie zasady działania
urządzenia nastręczało wiele trudności.
– Na komendę „proszę przesunąć kursor w górę” wiele osób podnosiło
myszkę z blatu – opowiada Adam.
– Poproszone „proszę kliknąć tę ikonkę” panie przykładały mysz w tym
miejscu do ekranu – dodaje Maciek.
Po nauczeniu się poruszania kursorem kolejnym etapem było wciśnięcie
przycisku. Technika tej czynności w wykonaniu pań z poczty wyglądała
tak, że najpierw najeżdżały kursorem na ikonkę, puszczały myszkę i z
góry palcem wciskały lewy przycisk umieszczony na niej. W efekcie mysz
przesuwała się i z całej operacji nici. Na co dzień panie potrzebowały
myszy tylko w celu uruchomienia programu do obsługi klientów, dalej
używało się już tylko klawiatury, więc informatycy wpadli na pomysł
racjonalizatorski.
– Ikonę naszego programu umieściliśmy na środku pulpitu, tam gdzie
pojawia się kursor po uruchomieniu Windows – opowiada Maciek. – A żeby
nie uciekał, myszkę przykleiliśmy taśmą do stołu. I załatwione!
Kolor się liczy
Jest taki stary dowcip: facet zadzwonił po specjalistę do zepsutego
telewizora. Specjalista przyjechał, popatrzył, walnął pięścią.
Telewizor zaczął działać, a fachowiec zażądał 100 zł. „Jak to, za
jedno uderzenie?” – oburzył się klient. „Nie, za to, że wiedziałem,
gdzie uderzyć” – spokojnie odparł technik.
W dzisiejszych czasach wiedza kosztuje. Wiedzą o tym pracownicy
pogotowia informatycznego i nieraz to – niestety – wykorzystują. Ta
historia niech posłuży za przestrogę.
– Jest godzina 22.00, dzwoni księgowa przerażona tym, że straciła
dane, bo zniknął jej program podatkowy, zapłaci każde pieniądze tylko
proszę uratować pliki – opowiada Andrzej z pogotowia informatycznego.
– Biorę kilka programów z narzędziami do odzyskiwania danych, wsiadam
w samochód i jadę .
Na miejscu Andrzej rozpakował poważnie wyglądający segregator z
płytami CD, przeglądał system ukrywając i pokazując pliki systemowe,
odpalił kilka programów pokazujących tak ważne dane, jak wielkość
dysku czy temperaturę procesora. I poprosił o kawę, bo to „trochę
potrwa”.
– A kiedy pani wyszła, zrobiłem to, co należało od razu, czyli
wyciągnąłem z kosza na pulpicie skrót do programu, który pani usunęła,
zapewne przez pomyłkę – śmieje się Andrzej.
Zainkasował 250 zł, a księgowa do dzisiaj przysyła mu życzenia na
każde święta.
– Często użytkownicy dzwonią z prośbą o pomoc, ale nie są w stanie
opisać, co się właściwie stało – opowiada Marek Janota z wrocławskiego
Info Serwisu.
Częste są telefony, gdy użytkownik tłumaczy, że „pobrał program,
zainstalował i teraz ma czarny ekran i dlaczego?” I awanturują się,
gdy pracownik odpowiada, że ma za mało danych, żeby określić, co się
stało.
Pewnego razu zadzwoniła pani, tłumacząc, że ma problem z monitorem. Co
się stało? Obraz spadł i teraz jest czarny ekran, nic nie pokazuje. W
pierwszym wrażeniu mogło wydawać się, że to kolejny ogólnikowy opis
sytuacji. Tymczasem okazało się, że pani była bardzo konkretna w
opisie tego, co się stało. Był to stary model monitora, który
przegrzewał się, więc miał zdjętą górną część obudowy. I właśnie w to
miejsce spadł zawieszony na ścianie obraz niszcząc kineskop.
– Zapadła mi w pamięć pani, która zadzwoniła w sprawie oprogramowania
serwerowego w jej firmie – opowiada Marek Janota. – Na pytanie „jaki
serwer jest w państwa firmie” pani odpowiedziała, że się dowie. Poszła
i po 10 minutach oddzwania: „czarny”.
Nie wiem, nie znam się, zarobiony jestem
REKLAMA
Dlaczego tak się dzieje? Jak powiedział Stanisław Lem: – Nikt niczego
nie czyta. Jeżeli ktoś coś przeczyta, to nie zrozumie. Jeżeli już ktoś
coś przeczyta i zrozumie, to i tak nie zapamięta.
To proste – nie rozumiemy zasad działania otaczających nas urządzeń,
nie czytamy instrukcji obsługi. Nie czytamy, bo zawarte w nich treści
są zbyt trudne do przyswojenia. Badanie Międzynarodowego Programu
Oceny Umiejętności Uczniów wskazują, że prawie 40% Polaków nie rozumie
czytanego tekstu.
Podobne dane przynoszą badania prof. Zbigniewa Kwiecińskiego z
Instytutu Pedagogiki Uniwersytetu im. Mikołaja Kopernika w Toruniu.
Według nich co piąty polski nastolatek nie rozumie wiadomości
telewizyjnych. Im dalej, tym gorzej, ponad połowa 50-latków nie jest w
stanie przyswoić sobie treści instrukcji obsługi.
Nie rozumiemy, bo nie czytamy. Kiedy już przestaje wisieć nad nami bat
polonistki wlepiającej pały za nieprzeczytane lektury przestajemy też
czytać. Według ostatnich badań przeprowadzonych na zlecenie Biblioteki
Narodowej w ciągu roku 68 procent Polaków nie przeczytało żadnej
książki.
Żeby nie było samobiczowania: wskaźniki światowe są podobne. Zalew
informacji powoduje reakcję obronną – nie chcemy wiedzieć, nie
interesuje nas, stajemy się specjalistami we własnej wąskiej
dziedzinie i więcej nic nas nie interesuje.
A dzięki coraz doskonalszej komunikacji łatwiej jest połączyć się z
fachowcem, niż spróbować samemu zrozumieć, chociażby czytając
informację, którą otrzymaliśmy. Tak, jak pewien użytkownik, który do
administratora poczty przysłał skargę na uporczywie wysyłającego mu
maile człowieka. „Prosiłem w zwrotnych listach, by przestał do mnie
wypisywać, ale to nic nie dało, dlatego proszę o zablokowanie konta
tego użytkownika”.
Nękający go nadawca nazywał się... Mailer-Daemon.
Autor: Konrad Dulkowski
Artykuł pochodzi ze strony:
http://technowinki.onet.pl/artykuly/czl ... tykul.html
Dawid vs goliat. Gdzi edawid sprytnie ucieka przed goliatem http://www.youtube.com/watch?v=esLGEA6U ... ature=fvwp jak dla mnie to miatka wyglada bardzo niewinnie przy tym charger'ze. Ale daje rade, daje
- Od: 9 mar 2009, 21:02
- Posty: 148
- Skąd: Białystok
- Auto: Ford probe 2,5v6 93r.

Szkoda bylo robic balagan w Eksploatacji wiec pisze tutaj.
Zastanowcie sie 3x zanim nastepnym razem powiecie ze chcielibyscie miec auto ktore ma 500-600KM
http://www.spritmonitor.de/en/detail/229930.html
http://www.spritmonitor.de/en/detail/317341.html
– zerknijcie na daty tankowan i ilosci, nie wlaczajcie kalkulatora zeby mnozyc cene paliwa
Zastanowcie sie 3x zanim nastepnym razem powiecie ze chcielibyscie miec auto ktore ma 500-600KM

http://www.spritmonitor.de/en/detail/229930.html
http://www.spritmonitor.de/en/detail/317341.html
– zerknijcie na daty tankowan i ilosci, nie wlaczajcie kalkulatora zeby mnozyc cene paliwa
-
Moderator "3BK" -Paweł
- Od: 26 paź 2008, 10:23
- Posty: 3601 (81/142)
- Skąd: Radom
- Auto: Mazda3 BK
była: 1,6 Y6 109KM 12.2006
jest: 2.0 LF 150KM 06.2008
- Od: 15 lip 2008, 17:57
- Posty: 377
- Skąd: Lódź
- Auto: Mazda 323F BA 1.5 16V 96r
Siw-y napisał(a):DonAntonio napisał(a):http://www.joemonster.org/filmy/22684/Stuk_puk
Zawsze może powiedzieć, że ściera mu w dupsztala wjechała![]()
Na końcu filmiku :
-Nagrywasz ?
-Tak
-Dziękuje
maja chopaki udokumentowane :d
- Od: 26 lis 2008, 18:33
- Posty: 103
- Skąd: Płock/Gdańsk
- Auto: Mazda 323f BA '94 1.5 DOHC 16V
paww99 napisał(a):Znajomy mi miał nagrać film. Oglądam później a tu taka heca
ale jak ladnie sapnal po wszystkim

Jestem spokojnym, skromnym i dobrym człowiekiem. Po prostu nie każdy zasługuje na to, by mnie takiego oglądać.
Nic tak nie drażni kobiety jak....................................wszystko
Nic tak nie drażni kobiety jak....................................wszystko
- Od: 31 paź 2007, 22:54
- Posty: 2316 (3/13)
- Skąd: Szamotuły
- Auto: Sirion 1.3 s
Fiat Panda 1.1
http://www.youtube.com/watch?v=mDGFgrOruDc 
no i klasyk, przesłuchanie, warte odkopania
http://www.youtube.com/watch?v=njAsLs2Gd0o
no i klasyk, przesłuchanie, warte odkopania
http://www.youtube.com/watch?v=njAsLs2Gd0o
Ostatnio edytowano 16 lut 2010, 11:49 przez Kamil, łącznie edytowano 1 raz
-
Kamil
- Od: 21 wrz 2006, 17:09
- Posty: 5602 (328/456)
- Skąd: Katowice
- Auto: Mazda6 GH 2.0 LF-DE
"W niebie Cię czeka nagroda, wielka nagroda tylko grzeszyć się nie waż, bądź nam posłuszny to pójdziesz do nieba
W niebie Cię czeka niewyobrażalne, totalne i spektakularne, męczeństwo Twoje nie poszło na marne
W niebie Cię czeka religii sens taki, że masz być jak te pokraki bez myśli, Bóg Ojciec o wszystkim i tak za Ciebie pomyśli
Do nieba pójdziesz za czyny prawe, a nie za zabawę, religia daje niewolę, ale daje i strawę"
Kult – Park23
W niebie Cię czeka niewyobrażalne, totalne i spektakularne, męczeństwo Twoje nie poszło na marne
W niebie Cię czeka religii sens taki, że masz być jak te pokraki bez myśli, Bóg Ojciec o wszystkim i tak za Ciebie pomyśli
Do nieba pójdziesz za czyny prawe, a nie za zabawę, religia daje niewolę, ale daje i strawę"
Kult – Park23
Kto przegląda forum
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 4 gości