Pada śnieg, he
Zimowki juz prawie od miesiaca załozone
Sypnie mocniej i dopiero sie zaczną kolejeczki do wulkanizacji
Zapisy, czekanie. Wziąłem poprawke z zeszlych lat i teraz nie bede sie denerwował ze albo dlugo czekam albo jak moge to cos innego wypadlo bo wiadomo... praca wazniejsza 
Sypnie mocniej i dopiero sie zaczną kolejeczki do wulkanizacji
-
Szalotka
A ja już od kilku lat zmieniam w takim zadupiowym miejscu, że nawet teraz zero kolejek czy zapisów. Jutro jadę i wymieniam od ręki. I biorą 10 zeta od koła niezależnie czy alu czy stalowa, czy odważniki nabijane czy klejone. Tylko tam zimno i obleśnie.
626 GE KL --> 626 GE FS --> Xedos 6 CA KF --> Grandeur 3.3
AmRoZ napisał(a):piernicze nie zmieniam
Zmieniaj



A z linką holowniczą pojechalismy do mnie do garazu. Bo dopiero tam dało sie ją po 20 minutach odwiazać

Ojjjjj
-
Szalotka
Macku uwierz ze nie z takiego sniegu na letnich wyjezdzalem.troche to trwalo ale zawsze sie udawalo.poza tym zanim sie wygrzebie na droge ze snieg to mam juz auto nagrzane
.na ta zime tez nie przewiduje zmiany gumek, zobaczymy jak to bedzie

MX3 – Rest In Pieces 05.03.2012
Podczas deszczu, gdy wiatr wieje
slychac Mazde jak rdzewieje.
Podczas deszczu, gdy wiatr wieje
slychac Mazde jak rdzewieje.
Oj mowie Ci ze zagrzebalismy sie ostro wtedy
Bez pomocy nie daloby rady. Na sama mysl juz mam zimne ręce 
-
Szalotka
Suloo napisał(a):snieg pada a tu cisza w temacie
a tam pada wczoraj przez 5min popadało troszkę śniegu z deszczem a dziś słońce pełną parą świeci
- Od: 15 kwi 2007, 16:41
- Posty: 1084 (0/1)
- Skąd: Kędzierzyn-Koźle / Opolskie
- Auto: Francuskie Kombi
Moja ex:Mazda 323F BJ
u mnie biało, wczoraj padało praktycznie cały dzień, w nocy też pruszyło....w tamtym roku to była zima fiu fiu !
i powiem tylko tyle, że obydwie hondy bez esp, asr itp itd wyjechały same z takiego śniegu, chwila kręcenia kołami i jazda, obie na zimowych oponach




i powiem tylko tyle, że obydwie hondy bez esp, asr itp itd wyjechały same z takiego śniegu, chwila kręcenia kołami i jazda, obie na zimowych oponach




Ostatnio edytowano 25 lis 2010, 11:56 przez skubiszek, łącznie edytowano 3 razy
- Od: 9 kwi 2010, 23:30
- Posty: 251
- Skąd: Zach-Pom
- Auto: Audi A6 C6 3.0TDI Quattro
Honda Accord 2.2 iCTDi
eee, na razie tyle co kot napłakał tego śniegu.
Maciek ta Wasza przygoda fajna ale to jeszcze nic
Ja rok temu jak była taka ogromna zamieć śnieżna przez noc pojechałem do pracy od dziewczyny rano.
sniegu po pachy, jedna droga zablokowana (mysle sobie albo wypadek albo nie odsniezona).
to pojechalem przez wioski na okolo, ledwo przejechalem na milimetry przez snieg ktory nasypało na jezdnie z pól.
juz sie zblizalem do ostatniej wioski a stamtad jakies 15km bardziej cywilizowanymi drogami do domu...
przed ostatnia wioska byl zakret i duza gorka, myslalem ze sie uda ale utknalem.
auto nie chcialo isc ani do przodu ani do tylu, zawiesilem sie calym samochodem, robilem podkopy rekami nogami ale była taka nawałnica ze non stop przybywało śniegu.
nie ma nikogo w poblizu wiec poszedlem do wiochy moze ktos mnie wyciagnie, a tam zadnego chopa w domu tylko psy mnie gryzly bo bronily terytorium, masakra.
wrocilem, znowu probowalem odkopac rekami i nogami juz cały przemoczony i zziebiony a w poblizu ani zywej duszy.
w koncu podjechal jakis passat kombi, koles probowal mnie wyciagnac na lince ale ni chu**
mówie no ładnie.
na szczescie po jakims czasie zjawila sie cysterna z mlekiem chyba. chłop był jakis dziwny bo na poczatku nie chcial wyciagnac, ale potem chyba zauwazyl ze nie wyjade a on chcial tamtedy przejechac no i wreszcie wyciagnal mnie ta cysterną.
ale to nie koniec, nie moglem przejechac tedy co cysterna bo znowu bym sie powiesil, ani nie moglem wrocic droga ktora przyjechalem bo tam juz na pewno zasypalo droge jeszczce bardziej, wiec musialem cofnac sie jakies 15km i zrobic jeszcze wieksze kolano jadac glowna droga.
w koncu dotarlem do domu po ponad 3 godzinach cały zmoczony i zmeczony fizycznie i psychicznie.
na sam koniec spektakularnie wpadłem w dziure ktorej nie widac bylo pod sniegiem na parkingu pod blokiem i zawiesilem sie zderzakiem na krawezniku ktorego tez nie bylo widac.
ale nie mialem juz sil i poszedlem odpoczac chwile i od razu do pracy.
jeden z najgorszych dni w zyciu
ale co Cie nie zabije to Cie wzmocni
Maciek ta Wasza przygoda fajna ale to jeszcze nic
Ja rok temu jak była taka ogromna zamieć śnieżna przez noc pojechałem do pracy od dziewczyny rano.
sniegu po pachy, jedna droga zablokowana (mysle sobie albo wypadek albo nie odsniezona).
to pojechalem przez wioski na okolo, ledwo przejechalem na milimetry przez snieg ktory nasypało na jezdnie z pól.
juz sie zblizalem do ostatniej wioski a stamtad jakies 15km bardziej cywilizowanymi drogami do domu...
przed ostatnia wioska byl zakret i duza gorka, myslalem ze sie uda ale utknalem.
auto nie chcialo isc ani do przodu ani do tylu, zawiesilem sie calym samochodem, robilem podkopy rekami nogami ale była taka nawałnica ze non stop przybywało śniegu.
nie ma nikogo w poblizu wiec poszedlem do wiochy moze ktos mnie wyciagnie, a tam zadnego chopa w domu tylko psy mnie gryzly bo bronily terytorium, masakra.
wrocilem, znowu probowalem odkopac rekami i nogami juz cały przemoczony i zziebiony a w poblizu ani zywej duszy.
w koncu podjechal jakis passat kombi, koles probowal mnie wyciagnac na lince ale ni chu**
mówie no ładnie.
na szczescie po jakims czasie zjawila sie cysterna z mlekiem chyba. chłop był jakis dziwny bo na poczatku nie chcial wyciagnac, ale potem chyba zauwazyl ze nie wyjade a on chcial tamtedy przejechac no i wreszcie wyciagnal mnie ta cysterną.
ale to nie koniec, nie moglem przejechac tedy co cysterna bo znowu bym sie powiesil, ani nie moglem wrocic droga ktora przyjechalem bo tam juz na pewno zasypalo droge jeszczce bardziej, wiec musialem cofnac sie jakies 15km i zrobic jeszcze wieksze kolano jadac glowna droga.
w koncu dotarlem do domu po ponad 3 godzinach cały zmoczony i zmeczony fizycznie i psychicznie.
na sam koniec spektakularnie wpadłem w dziure ktorej nie widac bylo pod sniegiem na parkingu pod blokiem i zawiesilem sie zderzakiem na krawezniku ktorego tez nie bylo widac.
ale nie mialem juz sil i poszedlem odpoczac chwile i od razu do pracy.
jeden z najgorszych dni w zyciu

moja mama w tamtą zimę stwierdziła, że się przebijemy jej autem – bordowym Civicem przez trochę nawianego śniegu na polnej drodzy przy powrocie od babci, oczywiście ja protestowałem ale, że by objechać tą drogę trzeba było wracać ok 20 km.... więc wjechałem w śnieg.....
najpierw przyjechał jeden ciągnik i nic... dopiero na 2 ciągniki nas wyciągnęli
pamiętam, że był straszny mróz wtedy i na trasie – ok 20 km do miasta śnieg który dostał się właściwie wszędzie zaczął marznąć – auto dosłownie zamarzło na zawieszeniu- jeden wielki stuk i wtedy dopiero poznałem smak obniżonego zawieszenia a raczej jego brak, telepało autem tak jakbym miał 4 koła pokrzywione a zawieszenie nie miało nawet minimalnego skoku, dopiero wjazd na myjnie z myciem podwozia a wcześniej z wiadrami gorącej wody w zawieszenie pomogło... pracownik myjni stwierdził, że jeszcze mu się w życiu nie zdarzyło widzieć tyle śniegu odpadającego z podwozia
najpierw przyjechał jeden ciągnik i nic... dopiero na 2 ciągniki nas wyciągnęli
pamiętam, że był straszny mróz wtedy i na trasie – ok 20 km do miasta śnieg który dostał się właściwie wszędzie zaczął marznąć – auto dosłownie zamarzło na zawieszeniu- jeden wielki stuk i wtedy dopiero poznałem smak obniżonego zawieszenia a raczej jego brak, telepało autem tak jakbym miał 4 koła pokrzywione a zawieszenie nie miało nawet minimalnego skoku, dopiero wjazd na myjnie z myciem podwozia a wcześniej z wiadrami gorącej wody w zawieszenie pomogło... pracownik myjni stwierdził, że jeszcze mu się w życiu nie zdarzyło widzieć tyle śniegu odpadającego z podwozia
- Od: 9 kwi 2010, 23:30
- Posty: 251
- Skąd: Zach-Pom
- Auto: Audi A6 C6 3.0TDI Quattro
Honda Accord 2.2 iCTDi
Pewnego zimowego wieczoru wybrałem się z Wrocławia do Lublina. Padało strasznie, ale na święta pojechać trzeba
.
Moja 626 przemykała przez niemal całą Polskę w poprzek z maksymalną możliwą na warunki prędkością, bo wciąż w radio straszyli mnie, że jeszcze chwila i drogi, nawet krajowe, przestaną być przejezdne.
I 60 km od celu, w jakiejś czarnej d***ie wybuchł mi pod maską gaz, rozwalił dolot i przepływomierz
. Nie było mi miło składać "po palcu" dolotu, kiedy zacinał śnieg, a ja stałem na poboczu mijany przez TIRy. Ale doczłapałem na miejsce...
Moja 626 przemykała przez niemal całą Polskę w poprzek z maksymalną możliwą na warunki prędkością, bo wciąż w radio straszyli mnie, że jeszcze chwila i drogi, nawet krajowe, przestaną być przejezdne.
I 60 km od celu, w jakiejś czarnej d***ie wybuchł mi pod maską gaz, rozwalił dolot i przepływomierz
a u mnie też jest biało...... ale od mrozu
chlerka, szadź jak na wiosnę hehe

Kto przegląda forum
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 2 gości