Wrażenia z trasy.

Trochę uwag i spostrzeżeń po przejechaniu blisko 4 tysięcy kilometrów w czasie wycieczki objazdowej po kilku, europejskich krajach. Oczywiście, dotyczą mojej wersji CX-30 i być może pomogą (albo i nie) niezdecydowanym w wyborze nowego samochodu.
WYGODA
W czasie jazdy na trasie, po równej, przyzwoitej drodze, do kabiny dociera tylko szum opon. Silnika nie słychać. Ale nawet w czasie podjazdów głośność silnika jest do zaakceptowania i brzmi on całkiem-całkiem. Nieco gorzej robi się w czasie jazdy nierówną nawierzchnią. „Krótkie” nierówności (cokolwiek to oznacza) na aucie nie robią wrażenia i przejeżdża się je w miarę komfortowo. Nierówności większe już słychać i czuć, ale powodu do narzekań nie ma. Być może swoją robotę wykonują koła/opony „szesnastki” (o nich jeszcze będzie). Fotele wygodne i nawet po 400-500 kilometrowych trasach zmęczenia czy innych boleści nie odczuwałem. Klimatyzacja działa wydajnie, ale ma „opory” z do przejścia z cyrkulacji wewnętrznej na zewnętrzną, więc czasami jej „pomagałem”. Poza tym, wcale nie trzeba przenosić wzroku na jej panel żeby dokonać potrzebnej nam regulacji, bo obsługa klimatyzacji jest bardzo intuicyjna. W czasie jazdy, także po nierównościach, wewnątrz kabiny nic nie trzeszczy czy skrzypi, co świadczy o solidnym spasowaniu elementów.
SILNIK
Z pozoru tych 150 KM nie czuć i w czasie przyśpieszania w fotel nie wciska, ale w rzeczywistości samochód rozpędza się żwawo i z wyprzedzaniem nie ma żadnego problemu. Podobnie na górskich podjazdach. I za to lubię silniki wolnossące. Ten ma jeszcze tak zwaną dezaktywację cylindrów. Czuć ją pod postacią wibracji. Nie przenoszą się one jednak jak mi się wydaje na pedał gazu, a ich częstotliwość zależy od prędkości obrotowej silnika; im są wyższe, tym wibracje mniej odczuwalne. W sumie idzie z tym żyć, chociaż – no nie wiem, tak strzelam – mogliby ten gadżet zastąpić na przykład czasowym zubożaniem mieszanki, o ile to technicznie możliwe. Wiem, że to dla dobra planety i mojego portfela, a poza tym widziały gały co kupowały, więc problemu z tego nie robię.
ZUŻYCIE PALIWA
Jak już pisałem, przejechałem blisko 4 tysiące kilometrów z pasażerem i pełnym bagażnikiem. Mniej więcej jedna trzecia miasta, reszta trasa, a połowa z tego wszystkiego – góry i górki. Celowo omijałem autostrady i drogi szybkiego ruchu, bo nie lubię wyścigów i szybkiej jazdy, a poza tym, aby dojechać na czas do wyznaczonego celu wystarczy wyjechać odpowiednio wcześnie. Będzie wtedy pora i na postój i na zjazd z trasy, żeby po drodze zobaczyć jakąś lokalną atrakcję. No i rzecz jasna, jazda zgodnie z dopuszczalnymi przepisami prędkościami. Tak więc średnie zużycie wyniosło 5,6 l/100 km (liczone z dystrybutora). Komputer pokładowy przekłamuje do 0,2 l w obie strony więc można powiedzieć, że jest dokładny. Najwięcej na jednym zbiorniku przejechałem 920 km, a w zbiorniku pozostało jeszcze nieco ponad 3 l paliwa.
I-STOP
Nie wyłączałem. W trasie załączał się na ok. 15-20 sekund, maksymalnie pół minuty. Bateria MH naładowana mniej więcej w połowie, ale sprawdzałem ją po zakończeniu jazdy, więc nie wiem, jak było w trasie.
SKRZYNIA BIEGÓW
Najlepsza, jaką jeździłem. Już na jazda próbnych czułem, jakbym używał jej „od zawsze”. Biegi zmienia się bez żadnego haczenia czy oporów. Jedynie wyczuć trzeba prędkość, przy której wykonuje się redukcję z 2 na 1 bieg, bo przy zbyt wysokiej „jedynka” wchodzi z niejakim oporem.
KOŁA
Jedną z przyczyn, dla której nie kupiłem wersji „harakiri” czy „Kanjo+Sport”, były właśnie 16’’ koła i ogumienie. Są bardziej komfortowe niż 18’’. Poza tym chronią obręcze. Kilka razy, na wąskich uliczkach musiałem dojeżdżać maksymalnie blisko do krawężnika, żeby wyminąć się z innym pojazdem, w tym dwa razy na złożonych lusterkach. No i otarłem kołami o chodnik. Nie mam wątpliwości, że na 18’’ felgi złapałyby „szlifa”. A tak, ucierpiało tylko nieznacznie ego opon z prawej strony.
NAWIGACJA FABRYCZNA
Przetestowałem. Działa bardzo dobrze. Nie gubi pozycji i błyskawicznie oblicza nową trasę w przypadku (nie)zamierzonej zmiany trasy i – co ważne – nie podpowiada w nieskończoność „zawróć, kiedy możesz”. Działają dźwiękowe ostrzeżenia przed fotoradarami. Do jazdy do wyznaczonego celu nadaje się bardzo dobrze, ale dodawanie punktów przelotowych i planowanie trasy, to tylko dla cierpliwych i na włączonym silniku. Zaletą jest możliwość podziału ekranu i wgląd w kilka następnych manewrów, dzięki czemu, w przypadku napotkania zamkniętej drogi czy mostu wiemy, w którą stronę mniej więcej jechać. Mapy oczywiście nie zawierają wszystkich aktualnie remontowanych czy zamkniętych dróg, ale to chyba wszystkie nawigacje tak mają. Jednego dnia miałem po drodze zamknięty dla ruchu most w dużym mieście i drogę dojazdową do jednej z atrakcji turystycznych. Nawigacja ich nie uwzględniała. Po przyjeździe na kwaterę sprawdziłem te miejsca w mapach Google, Apple i w używanej przez siebie nawigacji. One też miały nieaktualne dane z tych miejsc. Przy wprowadzaniu „dziwnych”, cudzoziemskich nazw miejscowości czy ulic nie trzeba przejmować się literami z kropkami, kreseczkami czy podobnymi udziwnieniami, wystarczy trzymać się polskich liter, a nawigacja bezbłędnie znajdzie adres. A tak na marginesie, sugeruję jego wprowadzanie zacząć od nazwy ulicy i numeru budynku, a po prawej stronie nawigacja wyświetli listę miast z tymi adresami, więc nie będziemy musieli ich wklepywać. Wystarczy pokręcić pokrętłem. Ascetyczny, domyślny wygląd map można zmienić w opcjach na bardziej żywe. Z tego co pamiętam, są tam po trzy możliwości do wyboru dla wyglądu w dzień i w nocy.
To tak z grubsza moje wrażenia z trasy. Długiej zresztą. Czy gdybym mógł, jeszcze raz kupiłbym CX-30? Na dzisiaj odpowiedź brzmi: tak.
WYGODA
W czasie jazdy na trasie, po równej, przyzwoitej drodze, do kabiny dociera tylko szum opon. Silnika nie słychać. Ale nawet w czasie podjazdów głośność silnika jest do zaakceptowania i brzmi on całkiem-całkiem. Nieco gorzej robi się w czasie jazdy nierówną nawierzchnią. „Krótkie” nierówności (cokolwiek to oznacza) na aucie nie robią wrażenia i przejeżdża się je w miarę komfortowo. Nierówności większe już słychać i czuć, ale powodu do narzekań nie ma. Być może swoją robotę wykonują koła/opony „szesnastki” (o nich jeszcze będzie). Fotele wygodne i nawet po 400-500 kilometrowych trasach zmęczenia czy innych boleści nie odczuwałem. Klimatyzacja działa wydajnie, ale ma „opory” z do przejścia z cyrkulacji wewnętrznej na zewnętrzną, więc czasami jej „pomagałem”. Poza tym, wcale nie trzeba przenosić wzroku na jej panel żeby dokonać potrzebnej nam regulacji, bo obsługa klimatyzacji jest bardzo intuicyjna. W czasie jazdy, także po nierównościach, wewnątrz kabiny nic nie trzeszczy czy skrzypi, co świadczy o solidnym spasowaniu elementów.
SILNIK
Z pozoru tych 150 KM nie czuć i w czasie przyśpieszania w fotel nie wciska, ale w rzeczywistości samochód rozpędza się żwawo i z wyprzedzaniem nie ma żadnego problemu. Podobnie na górskich podjazdach. I za to lubię silniki wolnossące. Ten ma jeszcze tak zwaną dezaktywację cylindrów. Czuć ją pod postacią wibracji. Nie przenoszą się one jednak jak mi się wydaje na pedał gazu, a ich częstotliwość zależy od prędkości obrotowej silnika; im są wyższe, tym wibracje mniej odczuwalne. W sumie idzie z tym żyć, chociaż – no nie wiem, tak strzelam – mogliby ten gadżet zastąpić na przykład czasowym zubożaniem mieszanki, o ile to technicznie możliwe. Wiem, że to dla dobra planety i mojego portfela, a poza tym widziały gały co kupowały, więc problemu z tego nie robię.
ZUŻYCIE PALIWA
Jak już pisałem, przejechałem blisko 4 tysiące kilometrów z pasażerem i pełnym bagażnikiem. Mniej więcej jedna trzecia miasta, reszta trasa, a połowa z tego wszystkiego – góry i górki. Celowo omijałem autostrady i drogi szybkiego ruchu, bo nie lubię wyścigów i szybkiej jazdy, a poza tym, aby dojechać na czas do wyznaczonego celu wystarczy wyjechać odpowiednio wcześnie. Będzie wtedy pora i na postój i na zjazd z trasy, żeby po drodze zobaczyć jakąś lokalną atrakcję. No i rzecz jasna, jazda zgodnie z dopuszczalnymi przepisami prędkościami. Tak więc średnie zużycie wyniosło 5,6 l/100 km (liczone z dystrybutora). Komputer pokładowy przekłamuje do 0,2 l w obie strony więc można powiedzieć, że jest dokładny. Najwięcej na jednym zbiorniku przejechałem 920 km, a w zbiorniku pozostało jeszcze nieco ponad 3 l paliwa.
I-STOP
Nie wyłączałem. W trasie załączał się na ok. 15-20 sekund, maksymalnie pół minuty. Bateria MH naładowana mniej więcej w połowie, ale sprawdzałem ją po zakończeniu jazdy, więc nie wiem, jak było w trasie.
SKRZYNIA BIEGÓW
Najlepsza, jaką jeździłem. Już na jazda próbnych czułem, jakbym używał jej „od zawsze”. Biegi zmienia się bez żadnego haczenia czy oporów. Jedynie wyczuć trzeba prędkość, przy której wykonuje się redukcję z 2 na 1 bieg, bo przy zbyt wysokiej „jedynka” wchodzi z niejakim oporem.
KOŁA
Jedną z przyczyn, dla której nie kupiłem wersji „harakiri” czy „Kanjo+Sport”, były właśnie 16’’ koła i ogumienie. Są bardziej komfortowe niż 18’’. Poza tym chronią obręcze. Kilka razy, na wąskich uliczkach musiałem dojeżdżać maksymalnie blisko do krawężnika, żeby wyminąć się z innym pojazdem, w tym dwa razy na złożonych lusterkach. No i otarłem kołami o chodnik. Nie mam wątpliwości, że na 18’’ felgi złapałyby „szlifa”. A tak, ucierpiało tylko nieznacznie ego opon z prawej strony.
NAWIGACJA FABRYCZNA
Przetestowałem. Działa bardzo dobrze. Nie gubi pozycji i błyskawicznie oblicza nową trasę w przypadku (nie)zamierzonej zmiany trasy i – co ważne – nie podpowiada w nieskończoność „zawróć, kiedy możesz”. Działają dźwiękowe ostrzeżenia przed fotoradarami. Do jazdy do wyznaczonego celu nadaje się bardzo dobrze, ale dodawanie punktów przelotowych i planowanie trasy, to tylko dla cierpliwych i na włączonym silniku. Zaletą jest możliwość podziału ekranu i wgląd w kilka następnych manewrów, dzięki czemu, w przypadku napotkania zamkniętej drogi czy mostu wiemy, w którą stronę mniej więcej jechać. Mapy oczywiście nie zawierają wszystkich aktualnie remontowanych czy zamkniętych dróg, ale to chyba wszystkie nawigacje tak mają. Jednego dnia miałem po drodze zamknięty dla ruchu most w dużym mieście i drogę dojazdową do jednej z atrakcji turystycznych. Nawigacja ich nie uwzględniała. Po przyjeździe na kwaterę sprawdziłem te miejsca w mapach Google, Apple i w używanej przez siebie nawigacji. One też miały nieaktualne dane z tych miejsc. Przy wprowadzaniu „dziwnych”, cudzoziemskich nazw miejscowości czy ulic nie trzeba przejmować się literami z kropkami, kreseczkami czy podobnymi udziwnieniami, wystarczy trzymać się polskich liter, a nawigacja bezbłędnie znajdzie adres. A tak na marginesie, sugeruję jego wprowadzanie zacząć od nazwy ulicy i numeru budynku, a po prawej stronie nawigacja wyświetli listę miast z tymi adresami, więc nie będziemy musieli ich wklepywać. Wystarczy pokręcić pokrętłem. Ascetyczny, domyślny wygląd map można zmienić w opcjach na bardziej żywe. Z tego co pamiętam, są tam po trzy możliwości do wyboru dla wyglądu w dzień i w nocy.
To tak z grubsza moje wrażenia z trasy. Długiej zresztą. Czy gdybym mógł, jeszcze raz kupiłbym CX-30? Na dzisiaj odpowiedź brzmi: tak.