przez arekmark » 11 maja 2015, 18:39
Moja historia z mazdą mpv (2.0 diesel, 136 KM-2003r) i serwisem MAZVAGTECH. Nie będę dokonywał oceny ani samochodu ani serwisu przedstawię tylko uczciwe suche fakty a ocen dokonacie sami.
Dwa lata temu (początek maja), będąc w trasie samochód zgasł wydając przy tym nieprzyjemne odgłosy z komory silnika. Wezwałem lawetę i przewiozłem samochód do mechanika, do którego należała laweta. Ponieważ to był długi weekend i miałem trochę czasu na przemyślenia postanowiłem jednak zabrać samochód od człowieka, którego nie znałem do serwisu MAZVAGTECH. Opinie o serwisie z Mysłowic zaczerpnąłem oczywiście z forum. Zamówiłem znowu lawetę tym razem na własny koszt i przetransportowałem mazdę do Mysłowic. Opinia Panów z serwisu była taka jakiej się spodziewałem – panewki. Zasugerowano mi naprawę silnika na co oczywiście przystałem. Po około miesiąca samochód był do odbioru. Z informacji jakie uzyskałem przed odbiorem wymieniono –blok silnika, wał korbowy, panewki, jeden tłok, planowanie głowicy i nowa uszczelka, nowe podkładki pod wtryskiwacze, nowy olej i płyn chłodniczy, wymieniono filtry a przy okazji wymieniono przegub i klocki hamulcowe. Za wszystko zapłaciłem 5000PLN. Odbierając auto wyraziłem tylko zdziwienie, że nie wymieniono turbiny, ponieważ przeglądając forum czytałem, że jej wymiana wydaje się konieczna w takim przypadku jak mnie spotkał. Jednak właściciel serwisu stwierdził, że po wykonanych oględzinach turbiny nie widział takiej potrzeby. Przy odbiorze Panowie długo nie mogli znaleźć gumowego chodniczka z mojego auta, a gdy się znalazł był cały wypaprany olejem. Również bagażnik był ubrudzony smarami ale co tam chodniczek i bagażnik skoro mam „nowy silnik”.
Szczęśliwy wróciłem do domu a za kila dni wybrałem się do rodziny ok 280 km od Krakowa. Po mile spędzonym czasie ze szwagrem, do domu samochodem kierowała żona a ja drzemałem na fotelu pasażera. Nagle ze snu wyrwały mnie krzyki mojej żony że się palimy bo za nami obłoki białego dymu, silnik na wysokich obrotach i że nie może wyłączyć silnika – wymachując mi przy tym kluczykami wyjętymi ze stacyjki przed oczami. Przesiadłem się na miejsce kierowcy wrzuciłem piątkę i samochód zgasł. Ponownie zadzwoniłem do serwisu czy mogę przywieź samochód, oczekiwanie na lawetę, transport do Mysłowic, przejazd do Krakowa i po 10 godzinach nareszcie w domu. Za parę dni telefon do serwisu, propozycja kolejnej naprawy silnika i moja już teraz mniej ochocza zgoda na naprawę. Miedzy odbiorem samochodu a kolejnym jego oddaniem minęło ok 500 km.
Po około miesiącu wróciłem po odbiór samochodu. Silnik ponownie wyremontowany, turbina wymieniona – koszt to 3000PLN. Myśląc, że limit mojego pecha się wyczerpał wróciłem do domu nie wiedząc jeszcze jak bardzo się mylę.
Minęły dwa lata a na liczniku przybyło 21000 km, nastał maj i zaczęło się ponownie. Najpierw oddałem samochód do mechanika, ponieważ zaczął uciekać płyn chłodniczy a na silniku pojawił się olej. Werdykt fachowca – ktoś użył silikonu do uszczelnienia pompy wody i uszczelnienia pokrywy zaworów. Usterki zostały naprawione. Za kilka dni, podczas parkowania z silnika zaczęły wydobywać się ponownie dziwne dźwięki. Opinia mechanika – panewka na trzecim tłoku, turbina – luzy. Sugeruje wymianę ww. części plus jeszcze sprzęgło za cenę ok. 5000 – 6000PLN.
Zastanawiając się co teraz począć z tym autem kupiłem drugie ale już nie mazdę.
Ot i oto moja przygoda z mazdą i serwisem z Mysłowic.