Poszperałem trochę po forum i mimo wielu zbliżonych tematów (aczkolwiek poczciwych i z deczka starych) mam wrażenie, że objawy w mojej madzi troszeczkę odstają. Zakładam wątek, ponieważ zamierzam powalczyć i opisać progres jak najlepiej umiem. Wybaczcie nieznajomość auta ale jestem nadal zielony (do dziś niewiele przy niej trzeba było robić).
Do rzeczy. Opiszę całe story, więc z góry szacun dla każdego który dotrwa do końca:
Mam ją już 4+ lata i niesamowicie jestem z niej zadowolony. Mimo, skasowanej "d**y" przez nieuważną panią, nigdy nie przydzwoniłem ani nie zostałem "przydzwoniony" i jedyne co przy niej wymieniałem to opony (zużycie), klocki (zużycie), gumy przy wahaczach (zużycie)... nic z powodu awarii. Ma nastukane prawie 200kkm, łańcuch nie "kwiczy" i spalanie na poziomie 8-9l/100 – chyba norma.
Około rok temu zwróciłem uwagę na często załączający się "wiatrak", dosłownie na parę sekund, i koniec. Nie jestem z tych panikujących i skoro nie było nic poza tym, olałem temat. Poczytałem trochę tutaj i sporo ludzi zauważa takie zachowanie przy klimie. Nie wiem czy działało to tak samo od momentu kupna i dopiero zauważyłem po 3 latach, czy coś się zmieniło – niespecjalnie się tym przejmuję.
Mimo to nie daje mi to spokoju, ponieważ miałem z nią od początku perypetie z aku. Pierwszy wymieniłem, bo przyjąłem na klatę, że wcześniej "baba", że pewnie stała u dilera na wybiegu i się zestarzał. Mimo to wielokrotnie miałem wrażenie, że po zgaśnięciu silnika słyszę szmer, w stylu lekkiego zwarcia. Nie było to typowe dla stygnącego silnika lub czegoś w ten deseń i dobiegało raczej ze środka przestrzeni drzwi, pomiędzy karoserią a tapicerką. 5 razy w ciągu tych 4 lat musiałem ją reanimować kablami (3 razy z własnej winy, raz światła w kabinie, raz awaryjne i raz długie – pierwsze dwa razy były podejrzane aczkolwiek aku mógł być nie do końca ok). Olałem temat, od ostatniej wymiany aku ok rok półtora temu – wsio ok.
Ostatnio jadąc dłuższą trasę zaobserwowałem szarpanie na piątce, delikatne ale odczuwalne. Może puściłbym je bokiem gdyby nie dioda silnika, która mignęła kilka razy i zgasła. Zredukowałem bieg, wrociłęm na piątkę i pomyślałem, że obroty mogą tutaj odgrywać jakąś rolę, ale...
...stało się to ponownie w trasie powrotnej tego samego dnia. Podobne okoliczności ale dioda migała wystarczająco długo, żeby wyczuć czy poprzedni manewr był pomocny. Nie zadziałało. Dioda zgasła gdy zdjąłem światła i klimę (obciążenie układu el.?).
Potwierdziłem to przy kolejnej sytuacji, tym razem w mieście przy mniejszych obrotach, kulałem się bodajże na trójce i znów szarpanie i znów dioda. Światła off, klima była wyłączona ale nawiew też zdjąłem w razie czego. Zniknęła dioda ale z opóźnieniem około 2-3 mignięć – zacząłem wątpić troszeczkę w teorię z obciążeniem elektryki. Sytuacja powtórzyła się kilka razy od tamtej pory i w tej chwili bardzo często na jałowym po prostu trzęsie. Dodam obrotów przy ruszaniu i powyżej 1500 spoko. Wraca do 800-900 i trzęsie. Poza tym ani diody nie widziałem jakiś czas ani nic szczególnego nie zaobserwowałem.
Jutro mam w planach trasę około 60km x2, więc planuję najpierw podskoczyć do znajomego lokala-mechanika i bazując na wielu podobnych wątkach na tym forum, wspomnę poduszki silnika czy jakkolwiek się te elementy nazywają (żebym sprawił wrażenie, że coś tam wiem, i mi nie zaczął kitów wciskać – chociaż do tej pory kasował w miarę uczciwie i wymienił tylko pierdoły naturalnie zużywające się).
Update to follow. Zobaczymy.
Sugestie i dyskusja mile widziane – zazwyczaj widzę tu bardziej ogarniętych ludzi niż sami mechanicy, więc dodatkowa wiedza nigdy nie zaszkodzi
Pozdrawiam.