Wczoraj miałem bardzo zagadkowy przypadek.
Żona pojechała z rana do pracy i coś mi mówiła, że auto źle jeździ, z szarpnięciami i brakiem mocy.
Cóż – jedyne wytłumaczenie jakie miałem to wilgoć na przewodach zapłonowych po kilku dniach nieużywania autka. Ale stwierdziłem, że auto postoi i później powinno jednak być lepiej.
Parę godzin później wracała do domu i krótko mówiąc "nie dało się jechać" – mułowatość + szarpania dalej były więc zostawiła auto na parkingu do mojego powrotu.
Wieczorem wróciłem z pracy i poszedłem przyjrzeć się żony autku.
Odpalił prawie normalnie ale obroty biegu jałowego były faktycznie jakieś dziwne – raz niższe, raz wyższe i bez jakiejś stabilności.
Przygazowałem parę razy i zauważyłem dymienie na szaro-niebiesko i do tego pracę silnika jakby na 3 cylindrach.
Niewiele myśląc wykręciłem w celu obejrzenia świece – wszystkie były mocno zakopcone (auto jeszcze nie nagrzało się zresztą do normalnej temperatury pracy).
Cóż – skręciłem całość i uruchomiłem ponownie. Dymienie znów się pojawiło w momencie większego dania gazu
Ale zauważyłem, że po chwili wolne obroty się jakotako ustabilizowały i zaczął równo pracować.
Jednak ... zaniepokoił mnie jasno-szary dym z wydechu
Zainteresowałem się poziomem płynu w chłodnicy ale ... był w normie i węże nie były spuchnięte.
Ale ..... pod układem dolotowym zauważyłem sporą kałużę wody tak jakby ktoś większy kubek wody wylał pod silnikiem (dokładniej pod filtrem powietrza) + mokra była rura dolotowa do obudowy filtra.
Od góry nie było widać żadnych wycieków ale coś mnie tknęło i zajżałem do filtra powietrza.
Cały filtr był tak nasiąknięty wodą, że aż z niego kapało!!
W obudowie filtra i karbach łącznika przepływomierz-przepustnica miąłem wodę!
Rura dolotowa do obudowy filtra nie jest u mnie szczelnie założona i dlatego tymi szczelinami woda wyciekła mi na zewnątrz jak "przygazowałem".
Teraz moje pytanie: skąd się tam wzięła woda??
Dodam, że auto stało na parkingu kilka dni, padały deszcze ale .... nie aż takie aby auto utopić!
Owszem – jedną kałużę z rana żona przejechała powoli wyjeżdżając z parkingu ale nie było to coś co trzeba byłoby przejeżdżać amfibią!!
Mógłbym to zrozumieć ew. jakby się jechało przez b. głęboką kałużę taką "na pół koła".
Czy ktoś z Was spotkał się z czymś takim?
Dodam, że auto to magdalenka 323F 1.5 z 1995r.
Ufff – ale się rozpisałem
Pozdrawiam!
Marek