Proszę o pomoc i poradę użytkowników forum. Mianowicie mój problem z mazdą 323f 1.5 DOHC 16v 1995r. silnik Z5 zaczął się podczas majówki, wyjechałem wtedy z Łodzi do Karpacza na urlop. Podczas jazdy przestało działać opuszczanie elektryczne szyby, to były pierwsze oznaki jakiegoś problemu. W dzień wyjazdu nie mogłem odpalić auta, ponieważ rozładował się całkowicie akumulator, nie było praktycznie w ogóle napięcia. Zostałem więc do następnego dnia i kupiłem nowy akumulator w sklepie za 260 zł (pomyślałem że stary szlag trafił|)
Po podłączeniu auto pracowało idealnie, więc wyruszyłem do Łodzi. W okolicach Wrocławia auto zgasło i pojawił się ten sam problem z całkowicie rozładowaną baterią. Zadzwoniłem do warsztatu ELEMO na Bielanach Wrocławskich i po rozmowie z właścicielem zostawiłem auto do następnego dnia w tym warsztacie. Po nocy spędzonej w hotelu dostałem telefon od Mechanika że autko jest do odebrania. Wymieniono regulator napięcia w alternatorze, kosztowało mnie to 300 zł (doczytałem na forum że ktoś wymieniał za 160zł maksymalnie)
Jakoś to przebolałem ciesząc się z naprawionego auta. Jednak po powrocie, dwa dni później podczas jazdy zapaliła się kontrolka od ładowania akumulatora. Zatrzymałem auto i po podniesieniu maski zobaczyłem że akumulator się gotuje. Zadzwoniłem do warsztatu na ul Tokarskiej w Łodzi i powiedziałem o przeładowanym aku, umówiłem się że jutro podjadę na warsztat. Dnia następnego wsiadłem do mojej Madzi i ruszyłem do wcześniej umówionego mechanika.
Po 2 km jazdy usłyszałem hałas i zobaczyłem małą chmurę dymu za autem, okazało się że pękł pasek od alternatora i ten drugi(chyba od pompy wody)
Zadzwoniłem do wcześniej umówionego serwisu i poprosiłem o odstawienie auta do naprawy(koszt 100 za lawetę) Powiedziałem o gotującej baterii i zerwanych paskach. Poprosiłem żeby przy okazji wymienili mi olej ( filtr i 5l oleju mobil 10w40 kupiłem wcześniej i woziłem w bagażniku)
Po 5 dniach roboczych dostałem telefon żeby przyjechać po auto. Po przyjeździe usłyszałem od właściciela że chłopaki rozebrali alternator i stwierdzili że alternator był źle złożony, ponieważ wirnik ocierał o uzwojenie i spowodowało to zatrzymanie alter. Pracownicy naprawili (teoretycznie) alternator i założyli paski klinowe. No i olej wymienili.... hehe . Usłyszałem od właściciela że za naprawę muszę zapłacić 650 zł

Podsumowując koszta jakie poniosłem.:
Akumulator- 260 zł (Karpacz)
Wymiana regulatora nap.– 300 zł ( ELEMO Bielany Wrocławskie)
Laweta- 100 zł (warsztat na Tokarskiej)
Naprawa alternatora(naprawa po której alter. ładuje 19v, ZA CO ta kasa???) -200 zł
Paski klinowe- 100 zł
Robocizna- 200 zł
RAZEM daje to 1160 zł wydane w błoto i wciąż niesprawne auto.

Ustaliłem z mechanikiem na Tokarskiej że wymieniamy alternator na używany za 150 zł
Jutro mam odebrać auto, ale zastanawiam się za co tak naprawdę mam płacić
Na pewno nie zostawię takiej fuszery bez konsekwencji dla pseudo fachowców.
Może pomoże mi ktoś, jak rozwiązać taki problem ? Jak zareklamować źle wykonane naprawy i jak się rozliczyć. Szczerze mam już nerwy na włosku.... dosyć już kombinatorstwa i wyciągania kasy.
PS. Dzwoniłem do ELEMO i rozmawiałem z właścicielem. chciałem wysłać paczką alternator do reklamacji. Właściciel powiedział, że rozpatrzy reklamację pod warunkiem że autkiem przyjadę do jego warsztatu. Poinformowałem go o kosztach lawety
Ratunku !