przez tgrs » 7 sie 2012, 02:39
W zeszły poniedziałek kupiłem samochód, Mazda6 3.0 V6 220KM rocznik 2004 z USA.
Powiem Wam, że jestem totalnie zrozpaczony, bo zatarł się silnik ! I teraz nie wiem, czy to moja wina, czy też sprzedającego. Czy iść z tym do sądu, czy prosić biegłego o ekspertyzę... w końcu nie minęło nawet 14 dni.
Dzień później byłem u gazownika, który wyregulował instalacje, wymienił filtry. Paliła się też wtedy kontrolka "check engine", poprosiłem go żeby to sprawdził. Wyskoczyły mu wtedy takie błędy – wyresetował je i powiedział, że "to nic krytycznego, ale warto się temu przy okazji przyjrzeć w jakimś serwisie"
P0171
P0174
P0421
P1487
Dzień później wymieniłem opony i olej (wraz z filtrem).
Przez kolejne 4 dni – od czwartku do niedzieli zrobiłem około 600km. Kontrolka "check engine" raz się pojawiała raz gasła. Kilka razy samochód mi zgasł przy wrzucaniu na wsteczny, potem go normalnie odpalałem. Raz po zatrzymaniu na stacji benzynowej (hamowanie ze 160 do 0 na drodze ekspresowej) przez pare sekund poszedł mały dymek spod maski. Generalnie poza jazdą na drodze ekspresowej (20km) jeździłem bardzo spokojnie. Sprawdzałem zużycie paliwa i nie przekraczałem 120km/h.
Dzisiaj koło 8mej wyruszyłem z Warszawy w stronę Poznania. Jechałem autostradą A2, prawie cały czas na tempomacie w okolicach 140-150km/h. Nie zmieniałem gwałtownie prędkości, chciałem sprawdzić jakie będzie zużycie paliwa w trasie. Jechałem wtedy na LPG. Zwracałem uwagę na kontrolki. Nie paliła się kontrolka "check engine" ani żadna inna kontrolka. Po jakichś 120km, koło Zgierza, przy wyłączonej klimatyzacji, przy raczej ściszonej muzyce, przy prędkości około 150km/h, przy jeździe przy stałej prędkości usłyszałem "pryk". Samochód stracił momentalnie moc, spojrzałem kątem oka w lusterko i zobaczyłem że momentalnie pojawił się za moim samochodem straszny dym, jakbym się palił, od razu zacząłem hamować i szczęśliwym trafem od razu zjechałem na pobocze przy autostradzie. Od momentu "pryk" i pojawienia się dymu do zatrzymania mogło minąć jakieś 10-15s. W trakcie hamowania kątem oka dostrzegłem, że zaczynały mi się zapalać po kolei chyba wszystkie kontrolki, ale z racji że manewr był gwałtowny to nie byłem w stanie dojrzeć jakie. Silnik zgasł zanim zdążyłem do końca wyhamować.
Gdy się zatrzymałem z samochodu poszedł dym, otworzyłem maskę. Źródło dymu nie szło z silnika, ale spod dołu, z czegoś umieszczonego jakby pod gałką skrzyni biegów patrząc na samochód od góry. Dotknąłem silnika – był ciepły ,nie był gorący. Sprawdziłem wtedy olej – było go wtedy na jakieś 1,5-2cm. Zostawiłem samochód na 10 minut na ostygnięcie. Po chwili zobaczyłem, że mam plamę oleju pod samochodem. Próba zapalenia samochodu skończyła się na krótkim "klik" i silnik nie ruszył. Wezwałem pomoc drogową. Gdy ładowaliśmy samochód na lawetę i samochód znalazł się pod kątem to wyleciała z niego rzeka oleju. Na pewno kilka litrów. Po doholowaniu do warsztatu, mechanik stwierdził że zatarciu uległ silnik...
Czy jest tu gdzieś mój błąd? Może te błędy "check engine", które wyskakiwały od początku, ale potem konsolka znikała?
Czy awaria mogła nastąpić w skutek złej eksploatacji samochodu w przeszłości? Czy jest to możliwe, że po przejechaniu niecałego tysiąca kilometrów (spokojnej jazdy) doprowadziłem do tak poważnej awarii samochodu?
Będę wdzięczny za Wasze opinie... naprawdę nie wiem co teraz robić.
EDIT(moderator)-przenoszę do odpowiedniego wątku