Mam taką dziwną (przynajmniej dla mnie) przypadłość w mojej Szóstce.
Mianowicie:
po kilkudniowym postoju wsiadam do auta, przekręcam kluczyk... i nic, ciche "tyk" spod maski, 2 sekundy przerwy i dopiero rozrusznik wykonuje obrót i następuje uruchomienie silnika.
Tzn: żeby wszystko było jasne: rozrusznik zaczyna kręcić dopiero po chwili od przekręcenia kluczyka, dalej silnik odpala normalnie, tzn natychmiast.
Efektu tego nie ma za drugim razem, nawet po krótkiej jeździe następny rozruch jest normalny, tzn. wszystko odbywa się bez żadnych opóźnień – przekręcenie kluczyka, obrót rozrusznika, rozruch silnika.
Szukałem przyczyny w immobiliserze, sprawdzałem przekręcając kluczyk natychmiast po włożeniu do stacyjki, a także odczekując do zgaśnięcia kontrolki immobilisera – bez różnicy.
Czy jest to "bug" czy też "feature" tego auta?
Dodam, że jest to mój pierwszy automat, więc i tutaj doszukiwałem się przyczyny, myśląc, że może to jakieś "zabezpieczenie" czy coś w tym stylu związane ze skrzynią biegów...
A może to spadek napięcia na przewodach zasilających rozrusznika? Tylko czemu występuje tylko po kilkudniowym postoju, to wskazywałoby na akumulator, który chyba jednak dawałby nieco inne objawy...
Informacyjnie: auto to Mazda 6 GY z rocznika 2005, ale przed liftem, silnik 2.0 benzynowy, skrzynia automatyczna 4-stopniowa.
Z góry dzięki za informacje