Na początku tego roku kupiłem ten pierwszy, tańszy. Od droższego różni się głównie bębnem na wąż, który uznałem za niepotrzebny (dzisiaj mógłbym dyskutować sam ze sobą, ale mimo wszystko nie jest to wyposażenie niezbędne). Trzeba zaznaczyć, że nie jest to produkt Stihla, ale rebrandowany Nilfisk/Alto z konsumenckiej serii Hobby Excellent. Warto o tym pamiętać, kupując dodatkowe akcesoria, które u Stihla są wyraźnie droższe, niż w sklepach Nilfiska.

Myjka ta waży blisko 20 kg, co utrudnia jej przenoszenie, ale jednocześnie ma dość solidną konstrukcję, co być może zapewnia dłuższą żywotność. Rączka jest składana (w wersji bez bębna), dzięki czemu urządzenie można wsadzić do bagażnika i zawieźć np. na działkę. Od dobrego wrażenia całości nieco odstają małe, chybotliwe kółka, ale moje, mimo że ciągam myjkę po ażurowych płytach, jeszcze nie odpadły. W przedniej części znajduje się bardzo przydatny schowek na końcówki, z tyłu można zamontować dostarczaną w komplecie pianownicę – nie jest ona może najwyższej jakości i nie robi "stojącej" piany, ale też nie zmusza do jej natychmiastowej wymiany. Od modelu RE 118 wzwyż, Stihl stosuje gumowe węże ciśnieniowe z oplotem, które są nieporównywalnie trwalsze i wygodniejsze od plastikowych, stosowanych w tańszych urządzeniach. Mają one od 8 metrów długości i jest to minimum, które pozwala umyć samochód bez przestawiania urządzenia. Wąż do pistoletu jest mocowany obrotową szybkozłączką i łatwo go odczepić do zwijania.
Myjka jest dość cicha i pracuje przyjemnie dla ucha. Oprócz mycia samochodu używałem jej do wyczyszczenia podmurówki z piaskowca, na której lata temu budowlańcy zostawili tynk mineralny (tego typu prace wymagają używania okularów ochronnych lub lepiej pełnej maski, co akurat dobrze świadczy o samym urządzeniu), wypłukałem nią także przynajmniej metr sześcienny błota spomiędzy wspomnianych ażurowych płyt. Mimo asekuracji sprzedawcy, który podkreślał, że nie jest to urządzenie do zawodowej pracy, kilka razy powtarzana, kilkunastogodzinna, nieprzerwana praca nie była dla tej myjki wyzwaniem. Podłączałem również tę myjkę do gorącej wody (około 50-60 st. C) i nie spowodowało to jej przegrzania.
Biorąc pod uwagę, że jest to raczej podstawowe urządzenie, trudno doszukać się jakichś braków lub wad projektowych... Istotny wyjątek stanowią jednak nieszczęsne, bazowe końcówki i przeznaczone dla nich przedłużenie lancy, które można określić jedynie mianem bubla. Dysza rotacyjna wytrzymała ledwie kilkanaście, może dwadzieścia kilka godzin, po czym zaczęła się zacinać. Można próbować ją smarować, ale po pewnym czasie pomaga to już tylko na kilka minut. Mocowanie tych końcówek – dumnie nazwane przez Nilfiska "CLICK&CLEAN" – jest podobnej jakości. Gumowy oring w lancy wymaga częstej wymiany. Są to ogólnie znane problemy, o których wiedziałem decydując się na to urządzenie. Niestety wiedza o nich w żaden sposób nie pozwala ich uniknąć. Nie miało znaczenia, że dyszę rotacyjną za każdym razem uruchomiałem w pozycji skierowanej do dołu, a łącze lancy przesmarowałem. Według mnie jedynym rozwiązaniem tej wady jest zakup końcówek oraz przedłużenia lancy dedykowanych do myjek z wyżej serii – RE 148 i wyżej u Stihla lub Excellence w przypadku Nilfiska. Końcówki te są wykonane z metalu i mają o wiele lepsze połączenie bagnetowe. Niestety oznacza to nieuchronne zwiększenie kosztu zakupu o 200-300 złotych. Warto więc ewentualnie rozważyć od razu inwestycję w droższy model, co w przypadku dobrej promocji i po skalkulowaniu wartości dodatków (np. węża do czyszczenia rynien i rur) może w ogólnym rozrachunku być bardziej opłacalne.
Ważna uwaga dla osób szukających podobnego urządzenia: Myjka RE 118 w praktyce ma moim zdaniem minimalną siłę strumienia, która pozwala na coś więcej niż podlewanie trawnika. Według oferty Sthila jest to silnik o mocy 2,1 kW, ciśnienie 125 barów i wydajność nie mniejsza niż 400 l/h. Zdecydowanie polecam przyjąć jej parametry jako wyjściowe dla wszelkich zakupów (z uwzględnieniem skłonności producentów do koloryzowania). Miałem okazję próbować umyć skrzynię biegów tańszym modelem Karchera (prawdopodobnie K2.400), który z tym zadaniem sobie zupełnie nie poradził. Po samej sile odrzutu lancy sądzę, że realne ciśnienie/wydatek musiały być w nim o połowę mniejsze, chociaż tabele producenta wcale na to nie wskazują.