Doczekałem się swojej Mx-6. Muszę powiedzieć, że mimo wszystkich usterek, ilości bubli, skaz i syfu jaki pozostawił po sobie poprzedni właściciel, jestem w aucie zakochany po uszy
W ubiegły piątek, podliczywszy wszystkie moje kieszonkowe, skrzyknąłem moich znajomych i wpakowaliśmy się do prze-wygodnej Laguny (tu pozdrawiam Cybula
Co do wyglądu zewnętrznego to troszkę skrzydełka mi opadły. Mx była ryśnięta na całej długości prawego boku, po lewej wgniotka w drzwiach wielkości pięści. Wszechobecne odpryski, pęknięcia nie małych wielkości, skazy, brud i pajęczyny. Szyby porysowane, frontowa z odpryskiem. Walnięty prawy kierunkowskaz. Opony co prawda pirelli ale już zjechane, felgi 16' hondowskie. Tarcze i klocki do wymiany. Antenka pogięta, połamana i posklejana czarną taśmą. No pięknie, a sprzedawca mówił przez telefon (i w ogłoszeniu napisał), że stan 'bardzo dobry'...
Wchodzę do środka a tam dramat. Kokpit źle spasowany, dwie dziury po chałupniczym podłączeniu cup-holdera albo trzymadełka na komórkę, nade mną blacha bo brakuje tej miękkiej części szyberdachu, bok lewy źle spasowany i brakuje zaślepki na klamkę. Mieszek od drążka zmiany biegów nie trzymał się kupy a gałce czegoś brakowało albo ona miała taka być, w każdym razie nie udana próba wieś- tuningu. Fotel kierowcy jakby przeszedł zmasowany atak wściekłych kotów, a fotel pasażera podziurawiony przez kiepy. Dywaniki robiły tu najlepsze wrażenie bo sprzedawca chyba włożył nowe. Kanapa z tyłu była cacy. Zegary poplamione.. od wewnątrz :/. Gdybyście popatrzyli na tą podsufitkę i jej szycie to byście składali się ze śmiechu albo płaczu. Coś w stylu 'uszyjesz mi babciu?'. Tyle, że babcia pijana..
Pobawiłem się elektryką. Lusterka ok, ustawiają się we właściwych kierunkach ale za to otwieranie i zamykanie szyb mi nie pasowało. Gdy otwierałem/zamykałem okna oba na raz to wyglądało to tak, jakby dostawały za mało prądu bo szło im to bardzo mozolnie, szczególnie szybie prawej. Gdy lewa już się domknęła to prawa była gdzieś w połowie. Najlepsze jest to, że gdy puściłem przycisk lewej to prawa przyspieszała biegu. Mniejsza o to, zabieram sie za to co najważniejsze.
Obawiając się najgorszego przekręcam stacyjkę i... o dziwo- odpalił za pierwszym razem. Zapiszczał jedynie pasek alternatora i mechanizm wysuwania anteny próbował coś zdziałać. Zapalam lampy, otwieram maskę i wychodzę na zewnątrz. Patrzę na spaliny- przez chwilę lekko białe, po chwili juz bezbarwne. Silnik pracuje równo, nie wydaje żadnych zbędnych dźwięków. Wkręciłem go na lekko na obroty i wszystko wydawało się być ok. Patrzę pod maskę i tu znów sodoma i gomora. Akumulator by nie latał podtrzymywany był przez kawałek drewienka. Kable WN poklejone, silnik oblepiony olejem wymieszanym z błotem. Poza tym wszędzie syf i brud. Brakowało płynu chłodniczego, stan oleju ok ale widać było, że chwile świetności miał już dawno za sobą.
Patrzę do bagażnika a tu styropian
Pora wziąć ją na spacer i wiedzieliśmy już nawet gdzie. Cel- stacja diagnostyczna. Prowadził właściciel komisu a ja siedziałem obok i nasłuchiwałem. Silnik cały czas pracował i wkręcał się na obroty równomiernie, tłumik buczał jak dobra tuba basowa. Przy skręcaniu nic nie trzeszczało, nie pukało. Było parę dziur i moje ucho podpowiedziało mi, że zawieszenie pracuje ok. Kierowca przydusił parę razy konkretniej- auto przyspieszało dynamicznie i wciskało w fotel. Na stacji okazało się, że zawieszenie jest stanie lepszym niż ok, co mnie ucieszyło. Pod spodem zero rdzy, znaleźliśmy jedynie dziurę wielkości małego palca przechodzącą do bagażnika, poza tym nic innego. W tym momencie napiszę, że w sprawie mechaniki samochodowej jestem delikatnie to ujmując 'laikiem' i staram się opisywać wszystko jak mogę najlepiej. Katalizatora brak, wstawione coś przelotowego zamiast. Poza tym ludzie ze stacji diagnostycznej powiedzieli mi, że jeśli o stan techniczny chodzi to nie ma się o co martwić bo jak na obecny przebieg (320.000) i rocznik to jest calkiem przyjemnie. Co innego sprawa estetyczno- wizualna...
W drodze powrotnej odkryłem położenie przełącznika otwierania/zamykania szyberdachu i zacząłem się nim bawić. Otworzyłem do połowy, zamknąłem, otworzyłem całkowicie i zamknąć się już nie dało
Komis-meister pozostawił nas z samochodem i poszedł do swojej kanciapy. Patrzyłem na to biedne, zapuszczone auto, zastanawiałem się mocno i postanowiłem, że przygarnę je jednak i zrobię wszystko co w mojej mocy by odzyskało swoją dawną 'moc', choćby miało mi to zająć kilka następnych lat (tu chciałbym pozdrowić DamianaMx6, który swoją pracą mocno mnie zainspirował i zaraził miłością do tego modelu
Na trasie pierwsze co dało się we znaki to otwarty szyberdach. Słońce jak szalone prażyło mi glacę, musiałem zrobić sobie bandamę z koszulki
Przy bardziej agresywnym naciśnięciu gazu, niekoniecznie do dechy, silnik dławił się i szarpał. Odpuszczałem gaz i wciskałem delikatnie i wszystko działało już ok, ale tych 165 koni tam nie było (mówiłem już, że to 2,5 v6?
Madzia te 500 km, spokojnie bo spokojnie, pokonała bez żadnych problemów (pomijajać fakt, że po drodze zaczęło ostro padać- tu przypominam o otwartym szyberdachu

Uploaded with ImageShack.us

Uploaded with ImageShack.us
Po myciu wyglądała właśnie tak