Spadło trochę śniegu więc postanowłem sprawdzic prowadzenie na śliskiej nawierzchni, a, że niedaleko mam pas startowy po starym lotnisku wiec sie tam udałem. Jadę sobie boczkami (60-70 km/h) najpierw z dsc, potem bez- przejechałem ok 800 m. i mysle, że warto by było sprawdzic jak się tym kręci bączki zrobiłem jednego (ok 20s ) wracam z powrotem (też poslizgiem bocznym) i nagle do auta zaczyna ładowac mi niebieskim dymem, który czuc ja przypalony olej, myśle sobie co k... jest grane ! Zatrzymałem się – zaczęła świecic kontrolka ciśnienia oleju, włączam jedynkę próbuję zjechac na pobocze, a auto jedzie do tyłu!, myśle może wrzuciłem wsteczny, jeszcze jedna próba – to samo! Wrzucam wsteczny....jedzie do przodu..... zjechałem wyłączyłem silnik, zaglądam pod maskę – praktycznie zero dymu wycieków oleju nie widzę, wszystko władowało do środka. Po kilku minutach uruchamiam silnik włączam 1 – wszystko OK, auto jedzie normalnie, z wyjatkiem tego, że cały czas świeci check engine. Czyżby zagotwał olej w intercoolerze? Zaznaczam, że cała "zabawa" trwała nie więcej jak maks. 4-5 minut, bez nadmiernego kręcenia silnika (ok 3-4 tys), może przy bączku było ok 5-6 tys. W poniedziałek udaję się do ASO (auto jest na gwarancji) i w związku z tym pytanie – czy mówic całą prawdę czy nie, żeby nie stwierdzili, że samochód był ekspoloatowany w niewłasciwy sposób. A tak w ogóle Ktoś ma jakiś pomysł co się mogło stac szczególnie te biegi – szok!

.