Rozumiem, że 105 tys. zł dotyczy opłat za zupełnie nowe auto w Stanach od dealera plus rejestracja w Polsce? Nie można zamówić szyberdachu i pakietu technologicznego jednocześnie?
Bardzo ciekawa dyskusja. Wybaczcie Panowie, że się wtrącę, ale nasuwa mi się kilka przemyśleń – po pierwsze CX-7 ze Stanów i od polskich sprzedawców to _te same_ auta. Tak! Różnią się opcjami wyposażenia na dane rynki z racji upodobań konsumenckich (Europejczycy są bardziej konserwatywni), a po dopłynięciu fabrycznie nowych egzemplarzy w Niemczech montuje się im skórzane boczki drzwi oraz sztywniejsze stabilizatory zawieszenia.
Nie bronię żadnej filozofii zakupu. Wiadomo, że kupno nowego auta w Polsce to opcja najdroższa, ale także najbardziej komfortowa – zarówno z punktu widzenia przechadzki do salonu, jak i późniejszej obsługi serwisowej. Można także liczyć na radę sprzedawcy (aczkolwiek do momentu ukończenia kompetentnych szkoleń kadry moim zdaniem bardziej na prasę fachową i choćby nasze forum). Z tej samej drogi wyłania się ścieżka brokerska, czyli skorzystanie z oferty ex-dealerów ściągających auta z Europy Zachodniej w bardziej przystępnych cenach, z gwarancją oraz tak samo komfortową ofertą/obsługą. Importer mimo spadku ceny euro ma trochę związane ręce, próbując modyfikować ceny wprowadzone zaledwie 2 miesiące temu (chociaż Audi np. sprzedaje po kursie).
Nie można obruszać się za porównanie rocznej, "prawie nowej" CX-7 ze Stanów do nówki z Polski z 15 kilometrami na liczniku – wiadomo, że tutaj pojawia się już cenowa przepaść, ale chyba każdy kupujący auto w salonie liczy się z jego momentalną stratą na wartości po przekroczeniu bramy w zamian za niewypierdziany jeszcze fotel kierowcy. Myślę jednak, że jeśli opcja wyposażenia odpowiada i celem jest kilka ładnych lat eksploatacji, to warto. Ja akurat wybrałbym wersję amerykańską z racji na dostępność dodatkowych opcji (przede wszystkim automatu), a nie przeszkadzają mi pewne trudności logistyczne – jeśli zaś chodzi o gwarancję, to nie oszukujmy się, że znakomita większość tych aut do pierwszej setki na blacie praktycznie się nie będzie psuć.
I nie generalizujmy różnic między rynkami amerykańskim i europejskim, bo pewne trendy produkcji tyczą się tylko niektórych marek (przede wszystkim amerykańskich, w kwestii jakości), a plotki rozdmuchane przez gazety czasami zdają się roztaczać parasol ochronny nad lobby dealerskim. Wiadomo, że w przypadku wersji silnikowych nieoferowanych w Europie (jak choćby Mercedes S550, czy niektóre modele Subaru) oraz wyposażenia stricte dla Ameryki Północnej (nawigacje itp.) żaden serwis tego nie naprawi, nie reanimuje i koszta ewentualnych komplikacji powiększą się o nerwy związane ze ściąganiem części ze Stanów oraz brakiem kadry mechaników. Z drugiej strony ta emanowana oszczędność kilkudziesięciu tysięcy złotych na, dajmy na to, Audi Q7 okupiona jest często nerwowym wydzwanianiem do brokera oraz tygodniami czekania oraz komplikacji celnych. Coś za coś – moim jednak zdaniem istnieje pewien pułap klasowy wartości auta, przy którym nie warto już oszczędzać (tracić czasu) i nie robić "wsi" niedziałającym wyposażeniem.
Ostatnia rzecz to sprawdzenie VIN-u w CarFaxie – dla mnie rzecz oczywista i nie wiem, jak można wierzyć w bezwypadkowość tych "szóstek" z OtoMoto z tyłkiem od wersji A-Spec i przeszczepionym od wersji europejskiej przodem po bliskim spotkaniu z barierą. Wiadomo, że większość osób pozbywa się tych samochodów z uwagi na wypadki losowe, ale nie wszyscy i nie jest argumentacją, że większość aut na rynku to FWD – szukamy takiego, jakie nas akurat interesuje. Morał z tej bajki taki, że każda strona ma swoje racje i plusy, których winna się trzymać, a w przypadku niemal każdego modelu/marki bajka jest inna

Mnie ciekawi zaś porównanie CX-7 do konkurencji, np. Murano pod względem dynamiki, jakości plastików, przestronności w odniesieniu do RAV4/CR-V oraz komfortu jazdy na dziurach. Jedyną płaszczyzną do kłótni jakościowych może być Mazda6 montowana na rynek amerykański w Michigan, ale też różnice nie są kosmiczne.