W niedzielę powróciłem z Francji, z miejscowości LesOrres gdzie przez tydzień od 9 do 17 szalałem na śniegu. Codziennie 15-20 stopni w słońcu -- można było się w zasadzie opalać na golasa jak się udało przydybać miejsce osłonięte od wiatru.
W ośrodku mieliśmy darmowy basen odkryty (woda 35-40 stopni), saunę itp. O jakości stoków pisać nawet nie będę, bo to niebo a ziemia przy polskim padołku. ~90km tras, 9 wyciągów krzesełkowych, trochę więcej orczyków -- ale w zasadzie można korzystać tylko z krzeseł. Szybko jeżdżą i większość ma hamownię. Czwartego dnia biuro podróży organizujące całą wycieczkę zrobiło jednodniową wyprawę do miejscowości Risoul, gdzie było z kolei 160km tras. Piękne tereny, szerokie stoki, bardzo zróżnicowane. Mam parę filmików, może zapuszczę w wolnej chwili.
Na wyjeździe skorzystałem z usług instruktorów RASC Republic i zaczerpnąłem wiedzy teoretycznej i praktycznej na temat jazdy karwingowej. Z czystym sumieniem mogę polecić instruktorów RASC -- fantastycznie uczą jeździć na nartach (zwłaszcza Kamil).
O ile nigdy nie byłem zwolennikiem szybkiej jazdy karwingowej, tak po treningu złapałem bakcyla prędkości.
Rezultatem tygodniowego treningu (5 grup po ~8 osób -- 4 poziomy zaawansowania), było zajęcie 1-szego miejsca w slalomie gigancie.
Oczywiście w grupie początkujących, ale udało się też przeskoczyć czasowo paru facetów dwie grupy wyżej (niestety nie było za to bonusów
a tam mieli dużo lepsze nagrody). Wygrałem gogle Rossignola
W serii próbnej, dzień wcześniej, miałem kolejno czasy 32, 29 i 27 sek. podczas gdy instruktorzy osiągnęli najniższy czas 22 sek (w tym także mistrzyni polski w karwingu). Wtedy jeździłem na testowych Rossignolach udostępnianych przez RASC (w sumie było 6 czy 8 par nart z najnowszej kolekcji Rossignola i K2, które można było testować nieodpłatnie). W fazie właściwej jechałem już na swoich prywatnych nartach ELANa. Dwa przejazdy testowe skutkowały wyjeżdżaniem na każdym zakręcie i kończyły się wypadnięciem z trasy na 3 bramki przed końcem. Wtedy wydawało się, że slalom jest trudniejszy niż dzień wcześniej. Na pierwszym właściwym przejeździe... na tym samym co poprzednio, lewym zakręcie, chciałem się utrzymać za wszelką cenę w torze i wyrwałem tylne wiązanie w prawej narcie... z korzeniami:
Trochę się przez to pokiereszowałem, lądując 30m niżej (jadąc na tyłku zastawiałem się co mi się kolebioce między nogami -- nie, to nie były moje jajka, tylko urwane chwilę wcześniej wiązanie)
wykonując, ponoć, zabawnie wyglądającego fikołka a'la panterka na siatkę bezpieczeństwa (na jednej narcie). Wszystko po to, by nie zdemolować fotokomórki na mecie.
Myślałem, że już po zawodach. Ale wtoczyłem się orczykiem na jednej narcie na górę, gdzie kolega (dzięki)
z grupy zaawansowanej akurat tego dnia miał narty testowe (damskie, też Rossignol)
-- pożyczył mi na drugi przejazd gdzie wykręciłem zwycięski czas, 31 sek. bijąc tym samym wszystkich z grupy zaawansowanej (w tym kolegę pożyczającego mi deski)
, poza jednym specjalistą z czasem 29 sek. Konkluzja była następująca: slalom nie był trudniejszy -- moje narty nie nadawały się do takiej jazdy jak wyćwiczyłem przez te 5 dni. To były po prostu narty do nauki i jazdy rekreacyjnej (zresztą z takim nastawieniem je kupowałem).
Spróbuję je zreanimować (znaczy specjalista to zrobi -- zaklejenie dziur, nawiercenie i zamocowanie wiązań krócej) i sprzedać równie początkującemu jak ja 5 lat temu. Przy okazji szkolenia dowiedziałem się także, że mam co najmniej o numer za duże i zdecydowanie za miękkie buty (Flex 80) do karwingu.
Więc też muszę wymienić. Jak policzyłem, ze 3.5k zł na sprzęt trzeba będzie wydać.
Boli.
Po odwiedzeniu Francji w zimie, tak samo jak po odwiedzeniu Turcji w lato, stwierdzam jednoznacznie: nigdy więcej wakacji w PL -- czy to w górach, czy nad morzem. Szkoda czasu, nerwów i pieniędzy. Jakość (i ilość) infrastruktury, utrzymanie stoków, pogoda -- bez porównania. Jedyne co mnie na początku uderzyło, to brak oświetlenia stoków. Potem zrozumiałem, że jest kompletnie zbyteczne.
8h jazdy z przerwą na frytka w zupełności wystarcza aby zryć sobie doszczętnie piszczele -- mnie się kompletnie wytarły kudły na całej długości.