Ja chyba nawet nie rozważyłbym auta elektrycznego obecnie, pomijając kompletnie parametr ceny. Niestety dla mnie największym kłopotem jest zasięg i – tak jak piszesz – lepiej traktować takie auto jako miejskie i krótkiego zasięgu, a ta świadomość pozwoli patrzeć na takie auto jako ekologiczne, ekomoniczne (pytanie: co z ceną zakupu?) i fenomenalne z użytkowaniu.
Jestem w stanie naładować taki samochód w domu (niestety bez szans na prąd "z dachu") i sam pokonuję w roku 8.000-10.000 km tylko po Warszawie. Ale powiedzmy jakieś 20.000 tylko w trasie i często są to trasy 500+ km, a na miejscu nie miałbym gdzie auta naładować. A na pewno byłby to ekstremalny kłopot. Argument, że sobie postoję pół godziny czy 40 minut na jakiejś stacji celem podładowania auta do mnie nie trafia, bo skoro teraz się nie zatrzymuję praktycznie wcale, to zupełnie bym nie chciał musieć tego robić. Co roku staram się też zawitać po jednej czy drugiej stronie Adriatyku i robię to jednym strzałem
Ale PHEV już bym przygarnął z miłą chęcią. Przy moim sposobie użytkowania np. Skoda Superb (to tylko przykład, po prostu wiem, że istnieje i jaki ma zasięg) mogłaby się sprawdzić doskonale. Do roboty jeżdżę 42 km dziennie, więc 100% na elektryku bym mógł śmigać. Czyli 10.000 km rocznie robiłbym na samym prądzie . A że robię sporo tras, to silnik spalinowy na trasach pozbawiłby auto wszelkich ograniczeń.
Pytanie, czy kupno takiego auta za 160.000 (40-50.000 drożej od identycznego na samą benzynę) jest uzasadnione ekonomicznie, czy tylko to chęć posiadania i czerpania jakiejś tam przyjemności z ciszy po mieście.
samochód, którym jeździ nemi napisał(a):Twój pojazd przejechał 68 526 km i zużył 4 136 l paliwa o wartości 20 390 PLN
Czyli trzeba przejechać aż 140.000 km takim samochodem na samym prądzie, żeby się zwróciło. I pod warunkiem, że prąd jest darmowy. Nie wiem, czy bym się zdecydował.
No nie mogą, tak samo jak nie można zatankować samochodu pod blokiem i nikt z tego afery nie robi. Robią aferę tylko przy elektryku, choć można jednak na stacji to zrobić, albo chociażby pod pracą (co jest dosyć powszechne).
Patrzysz przez pryzmat Warszawy... Mój ojciec myślę nie ma żadnej możliwości ładowania elektryka w promieniu 25-30 km, a mieszka na 8 piętrze. I co, miałby specjalnie dymać do Lublina, żeby np. dwa razy w miesiącu zatankować do pełna (i jeszcze by stracił 120 km na sam dojazd)?
Jak mam dom, to nie widzę tego problemu, ale jak miałem mieszkanie w bloku, to nie umiem sobie wyobrazić planowania.
Co 700-800 km, więc raz w miesiącu jeśli tylko do pracy jeżdżę, zjeżdżam na 5 minut na stację i to wszystko, nawet tego nie planuję, a żona nawet nie zauważa, że dłużej z pracy wracam . Zapala się rezerwa i w kilka chwil mam znów 700-800 km.
Idealizujesz i nie bierzesz pod uwagę, że to może być kłopotliwe