Temat ciekawy, bo sam jestem na etapie wystawiania mojej leciwej Hondy civic, której leci już 14 rok życia i ma przejechane prawie 200k na zegarze. Autko kupiłem przeszło 6 lat temu. Po za normalnymi rzeczami eksploatacyjnymi, nic złego się z nią nie działo. Stan auta jest dobry, wiadomo z racji wieku coś czasem puknie, stuknie, zazgrzyta, chociaż silnik chodzi miód malina, i karoseria o dziwo nie zżarta przez rdze.
Oczywiście pojawili się już pierwsi oglądający, i tu moje zaskoczenie, bo na oglądanie starego auta za 7tyś zł, przyjeżdżają całą rodziną domorosłych mechaników
Wczoraj już nie wytrzymałem i się pytam gościa, czy on do salonu nowe auto przyjechał wybierać, czy jak? i że nie wiem czego on się spodziewa za 7 tyś. zł. I tak na dobitkę mówię, że niewiele mniej musiałem wpłacić zaliczki za, to żeby Mazda chciała mi nowe auto sprzedać, takie co to nie puka, nie stuka i nie zgrzyta. Może zabrzmiało to ciut snobistycznie, ale w tym momencie już mi wisiało, czy koleś weźmie to auto, czy nie. Katorgą było dla mnie stanie tam dalej z nim.
3 dni temu też był dobry agent, co to chciał ją do ASO Hondy zabrać na przegląd wraz z podpięciem pod komputer (cena minimum 250zł), i że jak będzie ok to on zapłaci za niego, a jak nie to ja ponoszę koszta. Na usta w tym momencie cisnęła mi się tylko cięta riposta spi....j, oczywiście kultura osobista nakazała mi grzecznie podziękować i oddalić się miejsca. Powiedziałem gościowi, że auto działa jeździ sam widzi, że wszystko gra, nie wnikam co w nim głębiej siedzi, jak się psuje to naprawiam. To nie jest nowe auto i na 100% za jakiś czas coś się w nim posypie.
Płacić chcą jak najmniej, a oczekiwania jak za nowego Mercedesa.
Naoglądają się tvn turbo, naczytają internetów, i fachowce