A mnie w Osielsku wybawili z kłopotu trwającego rok...
Warsztaty autoryzowane w w różnych miastach nie poradziły sobie z prozaicznym, jak uważam, tematem. W roku 2010 upiłem trzyletnią Mazdę 6, 2007, 2.0 diesel, z przebiegiem 118000 km. Zrobiłem nią 8000 km i pojawił się dziwny "autostradowy" objaw. Ten objaw, to delikatne szarpnięcia kołem kierownicy w lewo, właściwie rodzaj seryjnych drgań, pojawiających się w nierównych interwałach, z różną ilością drgnięć w serii. Poczucie, jakby ktoś ciągnął mi kierownicę

A dlaczego objaw określam jako "autostradowy"?
Bo owe szarpnięcia nigdy nie pojawiały się w mieście, na krótkich trasach z dużą ilością kręcenia kierownicą – tylko po dłuższej jeździe na tempomacie, lub bez, ale z równą prędkością. Zrzucałem auto z tempomatu, lekko przyhamowywałem, a nawet wpadałem na dylatacje na szosie – i drgania pojawiały się. W serwisach badali auto – komputerem, macając zawieszenie, kiwając głowami i cmokając... Oczywiście typowe gadki – opony, felgi... Każdy powtarzał tą samą śpiewkę. Sprawdziłem 3 komplety kół – i dalej to samo. Sprawdzano mi kontrolę trakcji, podejrzewając, zresztą za moimi sugestiami, że zawieszają się czujniki, sprawdzano kolumnę kierownicy, przekładnię... Objaw był trudny do diagnozy, bo w serwisie oczywiście nie występował. Wracałem z trasy – zjeżdżałem z autostrady – drgania powracały – waliłem natychmiast do serwisu... a tu nic... Drgania zanikały. Aha, objaw nie zależał od prędkości – jak już się pojawiał, to trwał zarówno przy 70 km/godz. jak i przy 120 km/godz. Ale miejska jazda "kasowała" go...
W końcu wybrałem się, z duszą na ramieniu, w kolejną podróż i cały odcinek A1 od Gdańska do miejscowości Nowe Marzy jechałem już z telepką. Po zjeździe, przed Osielskiem, zdecydowałem się zajechać do warsztatu, właściwie już w ostatecznej rozpaczy i z zamiarem wynajęcia lawety. Właściciel warsztatu miał czas, wsiadł za kółko i... NIC. A przecież przed momentem nie mogłem prowadzić już przy 50 km/ godz. Zmieniliśmy się za kierownicą, objaw powrócił i mechanik spokojnie stwierdził, że nigdy czegoś takiego nie widział. Ale, powiedział, WIEM CO TO MOŻE BYĆ... Zapytał tylko kiedy i po co zdejmowali mi prawą półoś... I w tym tkwił problem. Jakiś matoł w Niemczech nie napakował smaru w przegub po wymianie gumowych osłon!!! Mechanik chwycił przegub po podniesieniu auta i potwierdził podejrzenie! Luzy na maksa. Napakowali smaru i bez pobierania opłaty wysłali dalej w trasę! Chciałem wciskać kasę, bo w sumie honoraria pobrało już kilka asów za niewłaściwe diagnozy – A pan z Osielska: "nie weźmiemy pieniędzy, bo nie do końca wiadomo, czy to właściwa diagnoza... " Jak się okazało – diagnoza była trafna. Po prostu obracający się przegub, na długiej trasie, "osadzał" się w jakimś wektorze i dopiero nagła zmiana warunków trakcyjnych wybijała go w innym kierunku. I wpadał w wibracje. Sam przegub ani frez przy skrzyni nie dostał, o dziwo, w plecy... No, to tyle – mój kolega miał podobny objaw w BMW serii 5, ale tam faktycznie były to czujniki kontroli trakcji, czy też ABS-u...
Szkoda, że w żadnym autoryzowanym serwisie mechanicy nie zdecydowali się złapać za przegub... No, jasne, mechanik z Osielska miał okazje wyczuć walenie półosi pod stopami, zająwszy miejsce pasażera. Ale... niemniej podziwiam za czuja i czujność oraz dziękuję za szybka naprawę. Już nawet pomijam sprawę pieniędzy. Na pewno wrócę do Osielska z drobiazgami. A ćwoka, który nie dosmarował przegubu należałoby wysłać na praktykę do warsztatu, gdzie jeszcze się myśli, a nie tylko wymienia części i to tez jedynie przy użyciu komputera diagnostycznego... Pozdrawiam