Jakiś czas temu przesiadłem się na macOS-a. Dokupiłem też trochę innego sprzętu od Jabłka i mam nieco odmienne zdanie niż loockas. Być może dwie dekady temu system ukradziony Xeroxowi powodował opad szczęki, a dekadę później jeszcze robił wrażenie, ale dzisiaj, moim skromnym zdaniem, Windows jest pod kątem ergonomii conajmniej równym przeciwnikiem – o ile nie wyprzedził oferty Apple'a o miesiące (oby nie lata) – oferując spójniejszą i lepiej dostosowaną do aktualnych czasów platformę.
Macbook (macOS) wcale nie dostarcza aż tak intuicyjnych rozwiązań jak się to powtarza – skróty klawiszowe (czasami karkołomne) dla najprostszych operacji (przemieszczanie kursora, usuwanie, otwieranie itd.) w wielu aplikacjach dostarczonych wraz z systemem są różne, wiele operacji można wykonać na bardzo ograniczoną ilość sposobów, menu kontekstowe są niekompletne, "dialogi" (okienka powtarzalnych operacji) są anachroniczne – jak wzięte z czasów Windowsa 3.0, a niejednej, z pozoru oczywistej rzeczy, zrobić w prosty sposób nie można.
Nowy iPad (iOS) – reklamowany jako alternatywa prostego laptopa i faktycznie posiadający wydajność pomiędzy macbookiem i7 i i9 – ma system żywcem wyjęty z telefonu komórkowego. Nie można na nim zarządzać plikami, a prosta czynność np. przeniesienia konfiguracji pomiędzy nim, a laptopem, po wielu próbach okazała się "wykonalna" dopiero przy użycia kabla... Zestaw aplikacji i ich funkcjonalności są również "telefoniczne", robiąc z tego urządzenia bezużyteczny gadżet.
Mówiąc o telefonie, jedynym słusznym urządzeniem do tego zestawu jest oczywiście iPhone, który sam w sobie, co trzeba przyznać, w porównaniu do komputera i tabletu, tylu wątpliwości nie budzi... Przynajmniej do momentu, kiedy używa się go wyłącznie jako urządzenia do gadania i robienia zdjęć, bo na wiele więcej z założenia nie pozwala.
W tym samym czasie, traktowany z politowaniem przez fanów tych urządzeń Microsoft, oferuje jeden system na komputery, tablety i transformowalne laptopy, na którym możemy uruchamiać dokładnie te same – dostosowane do myszki, klawiatury, dotyku i piórka – programy. Dodatkowo, coraz lepiej integruje go (mając oczywiście w tym swój interes) z dowolnymi telefonami opartymi na Androidzie.
Jeśli chodzi o moje prywatne żale, to unixowa platforma zaszyta pod macOS-em, jako osobie, której praca trafia na różnego rodzaju linuchy, wydawała się niezwykle atrakcyjna. W praktyce okazało się jednak, że różnice pomiędzy extfs-em i apfs-em są na tyle duże, że porównywalne z barierą pomiędzy tym pierwszym i ntfs-em. Nie chcę wnikać tutaj w szczegóły, ale ostatecznie i tak korzystam z wirtualizacji linuxa i topornej synchronizacji dwóch kopii plików pomiędzy hostem i maszyną wirtualną – zupełnie jak na Windowsie.
Po dwóch miesiącach – bardzo aktywnie spędzonych z tymi urządzeniami – przykłady tego typu mogę mnożyć. Zakładam, że potrzebuję jeszcze trochę czasu, zanim przystosuję się do "nowego", ale mimo wszystko tyle "bulu" ile sprawiają mi w codziennym użytkowaniu te urządzenia (być może po zbyt wygórowanych oczekiwaniach) nie zaznałem pracując np. z G/UI Ubuntu, którego również nie znam. Chciałbym w tej nieporadności być jak zwykle wyjątkowy, ale te same problemy z wykonaniem pewnych czynności na macOS-ie miały inne osoby, które na codzień z niego nie korzystają. Nie mam pewności jak wygląda definicja ergonomiczności, ale wygląda, że Apple zdecydowanie stworzył jej własną wersję.
Reasumując – Apple ma najwyższej klasy hardware, ale ich software trąci myszką, jest niekonsekwentny i wymusza na użytkowniku jedyny słuszny sposób pracy. O ile iOS wraz z iPhonem stanowi pewnego rodzaju wzór, to ten sam system z nowoczesnego tabletu o możliwościach komputera robi niepełnosprawną zabawkę. Nie lepiej jest z pudrowanym jak Lenin macOS-em – broniącym się rękoma i nogami przed "dotykiem" i ujednoliceniem interfejsu...
Kto stoi ten się cofa. Obecnie, korzystając z Windowsa i Androida, można mieć w ogólnym rozrachunku równie dobry "ekosystem" (boję się narazić, pisząc, że lepszy).
Co mnie zdziwiło, ceny urządzeń z obydwu obozów – chcąc zachować ten sam poziom wykonania – okazują się być bardzo zbliżone i przestają być kartą przetargową w porównaniu. Warto jednak mieć świadomość, że decydując się na pierwszy z elementów "ekosystemu" od sadownika, wpadamy w nieskończoną spiralę uzależnienia od sprzętu tylko i wyłącznie tego producenta. Osobiście, zawiedziony, mam ochotę jak najszybciej wymiksować się z tego układu – przynajmniej na tym pierwszym etapie znajomości.
Dopisano 10 sty 2019 23:10:Xenocyd napisał(a):mój jabcok też się podłącza bez problemów i adapterów – jeden kabel usb-c do monitora i monitor [...]
Też chciałem o tym wspomnieć, ale zapomniałem. W poprzedniej iteracji macOS-a, maki współpracowały z monitorami i hubami działającymi w ogólnie przyjętej technologi DisplayLink. Oznaczało to, że można było kupić dowolny monitor lub replikator portów i za pomocą jednego kabla używać ich razem z makiem. Dziwnym zbiegiem okoliczności (ktoś komuś nie zapłacił, ofc), po aktualizacji systemu maki magicznie przestały wspierać ten standard, pozostawiając swoich użytkowników z monitorami, na których można odtwarzać jedynie dźwięk. Tak mniej więcej wygląda ta "niewidoczna" (hłe, hłe) strona tego "ekosystemu".
Dopisano 10 sty 2019 23:20:P.S. Do spisania tego biadolenia przyczyniła się moja dzisiejsza próba ustawienia html-owej stopki w "fabrycznym" programie pocztowym macOS-a. Normalnie robi się to chyba gdzieś w ustawieniach aplikacji... Na intuicyjnym maku jest inaczej – trzeba najpierw zrobić stopkę, potem odnaleźć plik (gdzieś tam, gdzieś tam, o nazwie jakiejś tam), wyedytować go w odpowiedniku Notatnika – równie kwadratowym i dopiero wtedy możemy powiedzieć, że ustawiliśmy sobie ładny podpis w mailach. Wróć. Jeśli nie zablokujemy tego pliku przed zapisem, to aplikacja przy następnym uruchomieniu usunie naszą pracę. Dziwne, niedorobione? Dla mnie brzmi jak "mak".