Po długiej przerwie czas chyba coś napisać skoro sezon idzie. Muszę się uderzyć mocno w pierś, ale to bardzo mocno, tak żeby naprawdę bolało przez długi czas. Moja "konkursowa jazda samochodem" i "pseudo drifty" skończyły się jakiś czas temu "małym" dzwonem, nikt nie ucierpiał, jedynie auto, jechałem oczywiście w takich porach gdzie żywej duszy nie ma w zasadzie. Zniszczenia to: zderzak, pogięty pas przedni oraz podłużnica którą pociągnęło w dół, dwie chłodnice, zbiorniczek płynu do spryskiwaczy, chłodnica oleju wspomagania, dwie zimowe opony ( kant murku rozdarł ściany boczne) i jeden halogen. Naprawdę nie ma się czym chwalić, ale dzielę się historią auta jako że temat ma kilka ładnych stron. Oczywiście to auto prawdopodobnie ma u mnie dożywocie, przeżyło ze mną naprawdę dużo. Ale need for speed w prawdziwym życiu się skończył, jeżeli chce się poszaleć należy to robić w kontrolowanych warunkach na torze lub płycie lotniska. Szkoda, że jestem taki głupi że zrozumiałem to dopiero po takim zdarzeniu. Choć tak naprawdę nie był to poważny wypadek, uratowałem się ile mogłem w każdym razie. Auto już jeździ, jest poskładane, usunąłem klimatyzację przy okazji i jest miejsce przy silniku na jakiś BAJER, ale jaki to jeszcze zdecyduję
Przy prowizorycznej póki co naprawie blacharskiej doszła wymiana oleju wspomagania na nowy wraz z przepłukaniem całego układu, nowy pasek napędzający pompę wspomagania i to chyba tyle. No nie tyle bo wpadł całkiem inny zderzak czyt. sportive
niestety halogeny nadawały się na śmieci, uratowałem je i zrobiłem całe czarne białe dzienne ledy i szczerze mówiąc wygląda to bardzo agresywnie moim zdaniem.