Przez kilka albo i kilkanaście ostatnich miesięcy wyciągnąłem taki wniosek (jeśli się mylę to mnie poprawcie), że na samochody ze Szwajcarii to nie ma co patrzeć (z USA oczywiście też, ale mówię o Europie). Podobnie auta z Niemiec. Ze Szwajcarii to za dużo opłat, podatków i chęci na dochrapanie się państwa ciąży na samochodzie, żeby były one dobre. A tymczasem są one w cenach jak wszystkie inne, więc skoro w tym wszystkim znalazły się jeszcze opłaty, to w Szwajcarii to musiało być sprzedane w cenie złomu. Każdy handlarz w ogłoszeniu podkreśla, że ze Szwajcarii to niemal największa zaleta, bo tam każdy kupuje najdroższe wersje, najlepiej wyposażone i najlepiej dba o samochód. Pewnie taka gra słowna na zasadzie skojarzenia ze Szwajcarskimi zegarkami i bankami, że sami bogacze tam żyją i ogólny dobrobyt i na samochodach nie żałują. No być może, ale fakty są takie, że te lepsze, bardziej wartościowe samochody oferują u nas w Polsce w cenach takich samych jak pozostałe egzemplarze. No a biorąc pod uwagę to wszystko i do tego opłaty, to samochód który normalnie kosztuje powiedzmy 12k, to ze Szwajcarii powinien kosztować z 18k albo 19k. A kosztują... 12k. No coś nie tak. Z Niemiec z kolei też nie bardzo, bo jest to najpopularniejsze miejsce skąd się samochody ściąga. Dzięki temu handlarze doszli już do takiej perfekcji, że nie jest problemem, żeby samochód z Niemiec zakombinować. Skręcić licznik, naprawić po taniości, nakombinować w papierach. Przebieg też ciężko zweryfikować, więc i podrabianie książek serwisowych jest częstym działaniem. Nie to, żeby samochodu ze Szwajcarii nie dało się tak samo zakombinować. Tyle że tutaj więcej formalności, więc żeby się w to nie bawić, to tacy najwięksi druciarze wolą chyba po prostu pojechać do Niemiec, zgarnąć grata, odpicować niczym pimp my ride Janusz edyszyn, i tak przygotowany sprzedać u nas. A inni się na to nabierają bo nie znają rynku, a dodatkowo wchodzi granie na podświadomości, że z Niemiec to lepsze. Ot takie myślenie wtłoczone w PRL (choć wtedy mnie jeszcze na świecie nie było
). I inni się podniecają, że niemieckie to lepsze, a ja twierdzę, że niemieckie bardziej kombinowane. Inni twierdzą, że szwajcarskie lepsze, bardziej prestiżowe, bo z bogatego rynku bogatych ludzi. Ja twierdzę, że największe truchło, bo jak w tej samej cenie co niemieckie mogą być samochody w lepszym stanie, lepiej wyposażone i lepiej serwisowane i z dodatkowymi opłatami.
Z tego wszystkiego to najbardziej wartym zainteresowania dla mnie rynkiem na kupno samochodu jest
1. Szwecja, bo przebieg jest do zweryfikowania po numerze rejestracyjnym, a biorąc pod uwagę, że przebieg cofnąć najłatwiej i jest to zabieg podstawowy, to skoro przebieg jest niecofnięty, to być może więcej też nie było zakombinowane. Wejdźcie sobie na otomoto i ustawcie jakąś konkretną markę i np tylko silniki benzynowe, potem ustawcie filtr ze Szwecji, zobaczcie jakie średnio występują przebiegi, następnie zmieńcie na Niemcy i także sprawdźcie przebiegi. Jest różnica?
2. Dania, podobna historia z przebiegiem, który również da się zweryfikować. Więc jak przebieg nie cofnięty, to może więcej nie nakombinowane. Tym bardziej, gdy da się znaleźć w internecie strony, gdzie można zobaczyć przebieg po numerze rejestracyjnym czy Vin. I jeśli przebieg jest podany w ogłoszeniu, to bez dzwonienia do sprzedawcy można go zweryfikować i jeśli już tutaj jest coś kombinowane i widać to jak na tacy, to nie ma co nawet po telefon sięgać.
3. Belgia, gdyż istnieje coś takiego jak Carpass.
4. Opcjonalnie Polska, bo w zasadzie jak ktoś jest osobą prywatną a nie handlarzem i jeździ samochodem 4 lata i więcej, no to mnie jakby wcześniejsza historia samochodu nie interesuje, bo co się miało zepsuć i wyjść, to już się przez te 4 lata zepsuło i wyszło. Zwykła osoba jeździła normalnie, naprawiała to co wymagało naprawy i sprzedaje, i to wcale nie dlatego, że się psuje i nie ma już siły żeby ładować kasę w samochód lecz bo chce już zmiany. Ja po PRAWIE 2 latach jazdy Citroenem, już bym zmienił na coś innego i to wcale nie dlatego że ciągle się psuje, tylko lubię zmiany i chętnie spróbowałbym czegoś innego. Ale jeszcze rok raczej będę jeździł. I takie normalne osoby też nie sądzę, że jeżdżą aż zajeżdżą i sprzedają, ale jeżdżą, aż się znudzi i zmieniają na inny. Wszystko kwestia dowiedzenia się jak długo obecny właściciel posiada dany samochód. Jeśli >3, to ja bym się interesował takim samochodem uważając, że tacy ludzie nie mają aż takich łatwych dojść do kombinowania samochodu jak handlarze. Choć uważać i tak trzeba, bo to żaden pewnik. Raczej światełko w tunelu.