Co do rdzy, to racja. Tyle, że to nie musi być tak, że jedynie będzie nam ujmować 1 koń mechaniczny co roku, a zanim dojdzie do tego, że przyspieszenie będzie jak w maluchu, to 626 złamie się na pół. Może być tak, że z dnia na dzień, samochód będzie zostawiał coraz większą chmurę dymu. I co wtedy? – Pogodzisz się z tym, że sąsiedzi będą na Ciebie nasyłać policję i ekologów, a Ty będziesz przed każdą jazdą dolewał litr oleju czy po prostu uznasz, że jeżdżąc przez ostatnie 5 lat na oleju A5/B5, który zmniejszał spalanie o 1,5%, zaoszczędziłeś wystarczającą ilość kasy by w końcu kupić Audi albo Skodę, a 626 bez żalu oddać do huty?
Ja wiem jaki będzie los każdej 626, bo widzę jak gnije. Ale póki przechodzi przeglądy, to nie będę przyspieszał nieuniknionego dziwnymi olejami.
motylek322 napisał(a):Myślisz, że producenci silników liczą na biznes związany z ich wymianą na nowe ?
Trochę źle się wyraziłem. "Samochodów", a nie "silników". Dziś czas życia samochodu jest mniejszy niż kiedyś. Normalni ludzie jeżdżą autem dopóki nie sprawia problemów i nie generuje nadmiernych kosztów. Gdy w 5-letnim aucie po gwarancji, silnik zaczyna się psuć, a usterki nie są drobne i łatwo diagnozowalne, tylko dotyczą grubej mechaniki (problemy ze skomplikowanym rozrządem, spadek kompresji, problemy ze smarowaniem, jakieś wibracje silnika niewiadomego pochodzenia), to ludzie zrażają się do auta i kupują nowe innej firmy. Wcale nie lepsze. Tak samo niszczone od środka ekologicznym olejem "zalecanym przez producenta". Zalecanym, bo jeśli o 1,5% obniża spalanie, to i o 1,5% obniża emisję C02, a tego wymaga UE (a nie trwałości pojazdu!). A, że po 10 latach, w dodatku przy zmianach co 15-25 tysięcy, trzeba kapitalny remont, bo dymi z rury, to nieistotny szczegół. I interes się kręci.
Ale żeby nie było, że tylko filozofujemy poza tematem, to wrzucę coś z instrukcji 626 GF:
Czyli albo 5W-30 albo 10W-30.
Nie umiem czytać tych wykresów z temperaturami. Jakby poszukać, to co źródło, to inne zakresy:
https://www.google.pl/search?q=10w-40+temperatura&source=lnms&tbm=ischhttps://www.google.pl/search?q=5w-40+temperatura&source=lnms&tbm=ischNiby wszędzie piszą, że liczba przed "W" to opis klasy zimowej. Im mniejsza liczba, tym olej rzadszy (łatwiej pompowalny przez magistrale silnika) w niskiej temperaturze. I powiedzmy, że to się zgadza na rysunku z instrukcji 626 GF.
A to co jest po myślniku, to klasa letnia – im większa liczba, tym olej odporniejszy na wysoką temperaturę. I to już się nie zgadza wedle instrukcji. Chociaż... nie wiadomo jak go czytać. Tu strzałka, tam jakaś obcięta linia... Czy zalecanego przez wszystkich 5W-30 powinno się używać wyłącznie do +5*C bo do tej temperatury dochodzi strzałka? A czy 10W-30 to do 50*C czy nawet jeszcze dalej?
A może w ogóle olać patrzenie na temperaturę, bo silnik i tak rozgrzeje się z każdego mrozu przez 5km jazdy, a w lecie i tak termostat utrzymuje stałą temperaturę, więc trzeba patrzeć na to, co pisze producent samochodu (tłumacząc swoje zdanie "bo tak")?
A teraz ciekawostka. Taka sama tabelka, ale z Mercedesa W201 ("190"), z lat 1982-1993:
Wstawiam z dwóch powodów. Pierwszy, to przekonanie wyznawców zasady, że do starego auta tylko 15W-40 (ew. z bólem serca 10W-40), "bo wtedy były tylko mineralne". Gdzieś mi wcięło instrukcję z beczki W123 (1975-1986), ale tam też były ciekawe oleje. Drugi powód, to rozbieżności względem tabelki od Mazdy 626 GF. Z czego to wynika? Czyżby tabelka nie była uniwersalna, tylko pod konkretny silnik (bo jakieś tam luźne i ciasne spasowania itp.)?
Im głębie się wchodzi w olejowe tematy, tym mniej się rozumie.